Marek Sołtysik
Gdy bijący i bity są z sobą po imieniu
Dopiero w parę tygodni po bombardowaniu Warszawy dowiedział się o śmierci bardzo dobrego kolegi. Śmierć była żołnierska, lecz nie na polu bitwy. Daleko stąd, na Kresach. Zastrzelony przez wroga serią z automatu bardzo dobry kolega i sławny w całej Polsce, popularny pisarz bronił od strony Rzeczypospolitej – napadniętej przez Miemców i przez Rosjan – bronił więc granicznego mostu, przez który dzień wcześniej, 18 września 1939 roku, zdążyli uciec przedstawiciele rządu polskiego i wysocy rangą oficerowie, ci, którzy nie tak dawno rozkazali go bić-zabić i ci, którzy go bili.
Marek Sołtysik, "Samotność cudotwórcy", olej na płótnie, 2015 r.