Antoni Styrczula
Reportaże z Armenii
Ormiańska pieśń
Do Tatev pojechaliśmy taksówką „po zakazu”, bo komunikacja autobusowa w Armenii jest w stanie embrionalnym. Połączeń dalekobieżnych jest niewiele, a słynne „marszrutki” – kursujące na krótszych trasach – są raczej dla ludzi o dobrej kondycji fizycznej. Trzeba mieć też cierpliwość, bo zatrzymują się tam, gdzie tego życzą sobie pasażerowie. Często w wioskach odległych o kilkanaście kilometrów od ustalonej trasy. Mają tylko jeden walor. Są bardzo tanie, czego nie można było powiedzieć o naszej taksówce za 65 tys. dram. Prawie 500 złotych za ok. 300 km.
foto: Jolanta Styrczula
Aram, nasz kierowca prowadził wysłużonego „Opla” jak kierowca Formuły I. Na niektórych odcinkach drogi „wyciągał” nawet 160 km na godzinę, mimo że jej nawierzchnia przypominała szwajcarski ser. Jeśli dziura była na naszym pasie, zjeżdżał na sąsiedni, ryzykując zderzenie czołowe z ogromnymi irańskimi cysternami benzyny.