Z RITĄ GOMBROWICZ, wdową po Witoldzie Gombrowiczu i kustoszką jego spuścizny pisarskiej, rozmawia Krzysztof Lubczyński.
Gombrowicz – pogromca iluzji
Witold Gombrowicz to w pewnym sensie pisarz jednocześnie polski i francuski, choć polski jednak w znacznie większym stopniu. Literatura „gombrowiczologiczna”, naukowa i eseistyczna, jest w Polsce już bardzo obfita. Czym różni się - w Pani indywidualnym odczuciu - odbiór jego twórczości, prozy, dramaturgii, dzienników przez czytelników polskich od recepcji czytelników francuskich i innych w Europie?
Paradoks polegał na tym, że twórczość polskiego pisarza Witolda Gombrowicza do polskiej publiczności czytającej zaczęła docierać w pełni dopiero po ponad dwudziestu latach po jego śmierci, jeśli nie liczyć nielicznych wydań jego prozy, w tym „Transatlantyku”, w czasie odwilży 1957-1959. Z tego powodu recepcja jego twórczości w Polsce jest zupełnie inna niż we Francji i na Zachodzie, gdzie poznano ją ćwierć wieku wcześniej. Z uwagi na to, że żył we Francji, tu wydawał i ja mieszkam we Francji, jest traktowany poniekąd jako pisarz francuski. Trochę takie aspiracje ma jeszcze Argentyna. Ale tak naprawdę był nade wszystko pisarzem polskim, tym bardziej, że sceneria większości jego najważniejszych dzieł, „Ferdydurke”, „Pornografii”, „Kosmosu” czy wielu opowiadań rozgrywa się w groteskowo zdeformowanej ale jednak polskiej przestrzeni, a problematyka „Transatlantyku” jest na wskroś polska w treści i formie. Czytelnik francuski odbiera problematykę i formę prozy Gombrowicza bez kontekstu polskiego, którego na ogół nawet się nie domyśla. Odbiera ją uniwersalistycznie. Dla niego to proza dotykająca takich fenomenów ludzkiej egzystencji, jak tożsamość jednostki, presja kultury i natury na człowieka, fenomen młodości w ujęciu kulturowym i seksualnym, zagadnienie „maski”, „formy”, „przebrania” jako kluczowych doświadczeń egzystencjalnych w cywilizacji, relacje między szczerością a udawaniem w kulturze i tak dalej. Polski czytelnik na ogół czyta Gombrowicza, że tak powiem, przez „Transatlantyk”, czyli przez problemy związane ze stricte polskim doświadczeniem i dopiero w drugiej warstwie czyta go uniwersalistycznie, tak jak Francuzi, Niemcy i inni.