Zdzisław Antolski
MOJE KIELCE LITERACKIE (45)
ZIEMIA MOICH WIERSZY czyli SKANSEN
Tygodnik „Nowa Wieś” prezentując moje wiersze konkursowe pod hasłem „Ziemia moich ich wierszy” napisał o nich bardzo ładną charakterystykę.
„Prezentujemy jedne z najlepszych i najciekawszych wierszy, wyróżnionych w naszym konkursie. Ich autor - ZDZISŁAW ANTOLSKI - podejmuje w nich temat wiejski. Wyobraźnię poety inspirują jednak fragmenty i realia wiejskiego świata, dość nietypowe dla współczesnej poezji rustykalnej. Ruiny starego dworku, kapliczka z prochami dziedziców, cmentarz samobójców - to sceneria proweniencji romantycznej, raczej niespotykana w poezji współczesnej... O urodzie wierszy Antolskiego decyduje również ich lekka, żartobliwa tonacja, w której opowiada o swoich bohaterach: wiejskich dzieciach i starym człowieku. Ich spojrzenie na świat jest przyjazne, pogodne i pełne ufności. Jest w tej poezji wiele z zabawy i z powagi jednocześnie. Wiersze utrzymane są w poetyce groteskowej zadumy nad człowiekiem. Ciepły liryzm łączy się w nich z filozoficzną refleksją, dotykającą spraw uniwersalnych. Pozbawione patosu, trafne w doborze metafor, arcystarannie doszlifowane mogą wiersze Antolskiego posłużyć za wzór wielu młodym poetom”.
Kapliczka
Nie ma dworu
Kiedy się urodziliśmy
zostały tylko piwnice
Ale o jednych mówią – dworscy
Ale o drugich mówią - fornale
Ale jest kapliczka z prochami dziedziców
na końcu cmentarza
Można iść w nocy o zakład
i załomotać na dowód odwagi
W dzień wpuścić do środka lusterkiem
słonecznego zajączka
i patrzeć jak drży ze strachu
biegając po ścianach
Szumią wysokie drzewa
szeleszczą listki wysuszonych wieńców
Spętana łańcuchem brama
bije skrzydłami o wiatr
Na schodach duże krople rdzy
Dziwna kapliczka
jak strącony ptak
Dwa cmentarze
Obok gospodarskiego cmentarza
ciężkiego od marmurów i złoceń
wstydliwie przycupnął kusy podrzutek
Mały cmentarzyk
miejsce dla nie ochrzczonych dzieci
kobiet zbyt swawolnych bo pięknych
przybłędów i samobójców
Pełno w nim dzikich drzew i krzewów
tajemniczych ziół i jędzowatych pokrzyw
Zając tutaj szuka schronienia
wyplatają kruche kołyski ptaki
myszkuje lis
I nie wiadomo do jakiego modlić się
pogańskiego boga
Bohaterowie
Mieliśmy dawnych bohaterów
wodzów stawnych bitew
(A wojny pomiędzy chłopakami
z sąsiednich wsi
to były wojny odwieczne
wojny święte)
Układaliśmy o ich czynach
pieśni i legendy
Im większe ponosiliśmy klęski
tym bardziej rosła sława
dawnych bohaterów
Kiedy przychodziliśmy do nich
po pocieszenie
zrzucali z pleców
worek lat
zapominali o ciężarnych żonach
przyjmowali z pokorą swój niełatwy los
Przy gorzkiej wódce
oddawali nam swoje zwycięstwa
Byli naszym sumieniem
i naszym usprawiedliwieniem
Cepy
Szedł Józef do lasu
wybierał odpowiednie drzewko
Chwytał je dłońmi u nasady
i przeplatając ręce głośno mierzył:
- - Gdzie idziesz?\
- Do lasu.
- Poco?
- Po kijok.
- Na co?
- Na bijok.
- Na jaki?
- Na dębowy.
- Utnij-że mi potąd głowę!
Była to miara najlepsza
i niezawodna
Józef marszczy czoło
w zamyśleniu
A potem podkręca głośnik
bo grają właśnie bałałajki
„Na sopkach Mandżurii"
Święto Ludowe
Przejęty swoją ważnością
mocno trzyma w dłoniach
skrawek lusterka
Skrawek nieba
ze skrawkiem słońca
iskrzą się na ostrzu brzytwy
Józef jak jeździec siedzi okrakiem
na chybotliwym krześle
Namydlony podbródek
bławatkowe oczy
W tle wiśniowy akordeon
złote talerze bębna
jadowita zieleń pokrzyw
Na siodłatym progu
świeżo pastowanym
błyszczące buty
zadzierają noski
W 1982 roku m. in. za wiersze o Józefie, dostałem nagrodę kieleckiego miesięcznika „Przemian”. Za zbiór wierszy „Okolica Józefa” w 1985 r. otrzymałem nagrodę w konkursie literackim, organizowanym w Kielcach i książka ukazała się drukiem, a w 1986 zdobyłem krakowską nagrodę im. Andrzeja Bursy.
Jednak ceniłem sobie także zdanie kolegów z Kielc. Oto Jerzy Daniel, doświadczony dziennikarz, świetny znawca literatury i regionalista napisał:
Przypowieści o Józefie
„Na okładce nowego. czwartego w dorobku Zdzisława Anielskiego zbioru wierszy ,, Okolica Józefa” widnieje sylwetka człowieka wrośniętego w zagony pól rozłożystymi korzeniami. Zapewne symbolika tego obrazu nie należy do wyszukanych, ale przecież ułatwia — wprowadzając czytelnika w klimat pomieszczonej w książce poezji — rozszyfrowanie, kto zacz tytułowy Józef i jak wygląda jego okolica. Otóż bowiem Antolski przygotował zbiór wierszy o chłopie, trzeba dopowiedzieć: o chłopie z krwi i kości ze wszystkimi tego określenia znaczeniami, ze wszystkim, co powiązane z jego naturą, słowem - co chłopskie: mentalność, życiowa filozofia, system i hierarchia wartości — poczynające się od przywiązania do ziemi, a więc podporządkowane jej rytmom i pozostające w związku z nieustannym z nią obcowaniem, co w rezultacie kształtuje chłopski charakter ze wszystkimi jego dobrymi i złymi cechami. I taki jest Józef. Gdy do jego wsi dociera wojna, ruch, panika, wjeżdżają- czołgi — on właśnie skończył orać pole, bo gdy chłop orze pole cały świat przestaje istnieć wobec najwyższej konieczności siewcy...
Tradycjonalista, ale umiarkowanie konserwatywny, który z Witosem był po imieniu, gdy go wnuk chciał uczyć — spuścił mu lanie, ale po kilku dniach wrony huśtały się na antenie telewizyjnej zainstalowanej na jego chałupie. Przywiązany do tradycji. Bijak do cepów wybiera tak, jak robili ojcowie — posługując się swoistą magią. W wigilię, jak każe obyczaj, chłoszcze batem drzewa owocowe w sadzie, by rodziły każdego roku. Przywiązany do czasu przeszłego, żałujący dawnych lat. Dawniej schodzili się u niego chłopi i czytywał im przy lampie naftowej Sienkiewicza, teraz wszyscy, pochowani we własnych chałupach, ślepią przy telewizorach, tedy Józef niekiedy wieczorami kręci się koło transformatora i wali w słup siekierą, zapada ciemność, a on zapala lampę naftową i otwiera przetłuszczoną książkę. Prostoduszny, to naiwny, to chytreńki, to znów sowizdrzalski, ambitny, w miarę zapalczywy. Przyjechały czołgi — poprosił o kapkę benzyny do zapalniczki, co ją przywiózł /. saksów. Rozmawia z radzieckimi żołnierzami i wspomina wojnę japońską, chwali rosyjską odwagę i batiuszkę cara, aż się rozeźlili jego słuchacze, wyciągnęli spod stołu pepesze, przestraszyli chłopa nie na żarty. Przystał do partyzantów, we dwudziestu ćwiczyli celowanie jednym karabinem, a Józefowa ze ścierką, że czas mitręży, gospodarkę zaniedbuje, i nie było innej rady. jak w ślubną wymierzyć, karabin nie nabity ale zawszeć... Wyhodował pszczoły, że same nie zbierają tylko innym kradną, aż go dobrodziej skarcił z ambony. Zakradli się chłopcy na jabłka w jego sadzie, przegonił, ale nazajutrz przyniósł im kosz owoców. Dostali strażacy nową motopompę, Józef cieszył się jak dziecko i nie. chciał oddać węża tryskającego wodą. Jak się paliła Józefowa stodoła .— strzelało, że hej, bo — wiadomo — musiał zgromadzić w niej niewypały.
Właśnie: wiadomo. Wiadomo, jak zachowa sie Józef w sytuacji kreślonej w pierwszej części wiersza. Józef po prostu nie zaskakuje swoimi reakcjami, bo gdyby zaskakiwał — sprzeniewierzałby się chłopskiej naturze. Tego Józef uczynić nie może. bo jako chłop z krwi i kości właśnie, ma zakodowany w swoich genach sposób postępowania. co wszak nie oznacza jakiegokolwiek schematyzmu czy automatyzmu, ani też nie oznacza, że te spostrzeżenia, wymierzone są przeciw poezji Antolskiego. Przeciwnie one chcą te poezje obdarzyć komplementem. Tytułowy bohater zyskuje dzięki temu wiarygodność, ( Postać, z punktu widzenia dzisiejszej poetyki — cokolwiek – egzotyczna bo przynależna do odchodzącej epoki. ale Antolski nadzwyczaj szczęśliwie uniknął epatowania tą egzotyką. Ma do swojego bohatera stosunek ciepły ale pozbawiony jakiejkolwiek egzaltacji: można było Józefa jak owego kotka. — zagłaskać, można było — wyszydzić, mężna było — ponad niego wywyższyć się, z żadnej z tych możliwości Antolski nie skorzystał i też pozostaje daleki od jakiejkolwiek protekcjonalności w stosunku do swojego bohatera. Lubi go. Ale lubić kogoś nie oznacza wszystko w nim akceptować. Swoją drogą to również umiejętność, by czyjeś obiektywnie naganne zachowanie przedstawić w sposób zjednujący sympatię.
Antolski uprawia poezję powściągliwą. oszczędną, ważącą słowa. Ta surowość formy okazuje się świetnym nośnikiem treści wypełniających — jak mawia autor — ,,Józefy”. I ona także na swój. wcale niebagatelny sposób, przyczynia się do tego, by te wiersze nazwać przypowieściami. To są przypowieści.
„Przemiany”, 1986 r. nr 181
J. D. ( Jerzy Daniel)
A oto głos Zbyszka Nosala, znanego reportażysty, a w wolnych chwilach także poety:
Józef
„Jakbym tam z narratorem i Adasiem Ochwanowskim, któremu wiersz ze strony czterdziestej ósmej poświęcony, był w tym sadzie kraść Józefowe nadnidziańskie jabłka, których nadzwyczajny smak bez wątpienia wywodzi się z rajskich ogrodów, kędy przebywali nasi ojcowie, jakbym nie odchodził nigdy, nawet na chwilę, z wiejskich stron, albo jakbym przed momentem odszedł od stolika po długiej z autorem, serdecznej rozmowie, tak poczułem się zamykając — przeczytawszy — jego najnowszy tomik wierszy (ZDZISŁAW ANTOLSKI: „OKOLICA JÓZEFA". Łódź — Kielce 1985). Tomik, którego nie zamierzam i nie chcę — tu się nie wystawia cenzurek — recenzować, ale o którym muszę parę na gorąco słów powiedzieć, zanim trafi pod nierychliwe szkiełko i oko fachowej krytyki, zanim rozbiorą go znawcy na wersy, klauzule, elipsy i metafory, zanim pochwalą albo zganią, co może i nie będzie mi obojętne, ale co nie zmieni mego do Józefa, stworzonego przez Antolskiego bohatera jego wierszy, stosunku.
Ja po prostu tego Józefa zmyślonego zwyczajnie, polubiłem i ten cały jego prostoduszny pozornie, ale przecież dość skomplikowany w rzeczywistości, inny w znaczeniach zdarzeń, ukryty w znaczeniach wierszy świat. Taki, jak w tym dobrym, na przedświąteczną lekturę „Starym zwyczaju”, kiedy Józef wychodzi w Wigilię do tamtego, z mego dzieciństwa sadu, i –
Stanął w rozkroku
z batem w ręku —
drzew ekonom
Podchodził do każdej śliwy osobno
każdej gruszy i jabłoni
I prał po twardej skórze kory
i krzyczał: „Będziesz rodziła każdego roku!”
Milczały drzewa pokornie
krew soków zmrożona strachem
uciekła im w korzenie
Cisza na ziemi i wysokościach
Tylko Józef biega i hałasuje
płoszy myszy i zające.
Nie tylko tu, we wszystkich wierszach tego tomu widać ich związek ze światem mitów, archetypów, światem zapożyczeń wprost z folkloru („Cepy”) i starych wierzeń.
Wydaje się, że wszystkie te wiersze od razu da się zrozumieć, od razu dotrzeć do ich znaczeń. Ale tak się tylko wydaje, bo one przecież istnieją również poza zawartą w nich sytuacją, opisują jakże często rzeczy i sprawy przy pomocy słów będących nazwami rzeczy zupełnie innych, nie bezpośrednich („Jabłka", „Zima”, „Pies na buty”). Antolski tworzy metafory nie jako pojedyncze zwroty językowe, ale całe utwory, splecione w jedno dzianie się, w jeden mający wiele znaczeń obraz („Reportaż”).
Nie umiem, nie chcę, nie mogę porównywać. Józef to może i nie jest Pan Cogito nadnidziańskich stron, raczej ich Colas... Nieważne...
Józef to na pewno ktoś, z kim warto się było spotkać, za które to spotkanie pięknie wypada mi Zdzisławowi Antolskiemu podziękować, życząc — jak i wszystkim moim Czytelnikom — WESOŁYCH ŚWIĄT.
NOSAL (Zbigniew Nosal)
„Słowo Ludu”, 1985, nr 299, s 5.
Zbyszkowi Nosalowi wdzięczny byłem za zauważenie, że wiersze te wydają się oczywiste tylko przy powierzchownym czytaniu, ale za każdą sytuacją czuje się metafizykę istnienia, alegorię ludzkiego losu i trudu, jego uświęcenie.
Po nagrodzie Bursy ukazała się także recenzja w krakowskim „Studencie”, wówczas piśmie mającym duży prestiż, bo postrzegane było jako pismo opozycyjne. Tekst Janusza Lenczowskiego był bardzo fachowy i rzetelnie napisany.
Skansen
„Kielczanin Zdzisław Antolski (ur. 1953 r.) nie jest postacią nową w poezji. Autor „Samosądu” (1979), „Sam w tłumie”(1980), „Do snu przebieram się za sobowtóra”, „Okolicy Józefa” (1985) drukował swoje wiersz w „Tygodniku Kulturalnym”, „Kamenie”, „Nowym Wyrazie”, „Tu i Teraz”, „Magazynie Słowa Ludu” i „Przemianach”, debiutując w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy to na młodo literackiej mapie pojawiło się pierwsze pokolenie po Nowej Fali. Publikował swoje wiersze w almanachach poetyckich („Bazar poetycki”, „Bazar 2”, „Bazar 3”.”Okolice wyobraźni”, „W rytmie serca”), otrzymywał nagrody i wyróżnienia na konkursach poetyckich („O Świętokrzyską Lirę Poezji”, „Czerwonej Róży”, im. Jana Śpiewaka w Świdwinie) – ale w gruncie rzeczy, mimo częstych publikacji i przejścia typowej drogi dla debiutanta tamtych lat, jego poezja nie znalazła wówczas takiego oddźwięku społecznego, jak propozycje rówieśników. Istniała w cieniu poszukiwań „nowej prywatności”, dyskusji inspiracji Nową Falą, dialogu i kontynuacji klasycyzmu, wreszcie prób tworzenia własnego, oryginalnego języka. Tak było, choć przecie i ona od samego początku eksponowała indywidualizm podmiotu lirycznego, manifestowała chęć wzbogacenia świata przedstawionego o doświadczenia prywatne…
Tomik „Okolica Józefa”, z który otrzymał Antolski w tym roku nagrodę im. A. Bursy, jest próbą sportretowania społeczności nadnidziańskiej wsi – środowiska dobrze znanego poecie z autopsji. Antolski tworzy ten wizerunek, używając języka sprozaizowanego, pozbawionego olśniewającej metafory, zbliżonego tym samym do mowy potocznej, którego przeźroczystość sprawia, że staje się on wyłącznie środkiem do osiągania celu poznawczego. Toteż nie w nim należy szukać niespodzianki, a raczej w szkicowanych tym językiem sytuacjach, wzajemnym ich zestawieniu i zderzaniu. Mówię o sytuacjach, bo większość utworów, które pochodzą z omawianego tomu, to relacje o zdarzeniach, mikroscenki wykorzystujące formę dialogu.
Świat, w którym toczy się liryczna akcja wierszy Antolskiego to, to tytułowa „okolica”: „Lodowiec ją rzeźbił i morze (…) Jaskinie ogrzewali ludzie / w zwierzęcych skórach (…) Stawiali krzyże od zarazy (…) Kuli kosy na powstania / Spiskowali z księdzem Ściegiennym (…) Ale przede wszystkim siali ziarno / w zaoraną ziemię / i zbierali w pocie czoła plon / Byli na tej ziemi / Od zawsze”. Nie jest to wyłącznie wieś, kawałek ziemi, na którym buduje się dom, ale także tradycja, historia, obyczaj, świadomość i praca, składające się na sens ludzkiego istnienia w tym właśnie miejscu, Tak zakreślona przestrzeń „okolicy” mieści w sobie czas przeszły teraźniejszy wydarzeń kształtujących los portretowanego środowiska. A los ten odmierzany jest wydarzeniami dziejowymi (np. wrzesień 1939, II wojna światowa – jej ideologiczne, społeczne i polityczne konsekwencje, poznański Czerwiec), ale i lokalnymi, zwykłymi, często bardzo prywatnymi okolicznościami, na które – mimo dokonujących się przemian w świadomości społecznej – wciąż wielki wpływ ma tradycja i cykl biologiczny, naturalny, porządkujący tutejsze życie. W tej epickiej nieomal perspektywie świata przedstawionego pojawia się główny bohater 0 podmiot liryczny wierszy Antolskiego: Józef – prostoduszny chłop, z pozycji zdrowego rozsądku oceniający rzeczywistość. Jego życiorys zanurzony jest na tyle głęboko historii, że postać ta urasta do ponadindywidualnego wymiaru. Wydaje się syntezą doświadczeń zbiorowości, z której się wywodzi. Józef jest tradycjonalistą, chciałby w skansenie stałych wartości zamknąć wszystko to, co dzieje się wokół niego nowego, a czego – zdaje się – nie rozumie. W związku z tym jego rozpoznania świata nie zawsze są trafne, a próby dotarcia do sedna mechanizmów nim rządzących bywają nawet i komiczne – ale dzieje się tak, dlatego, że usiłuje ogarnąć skomplikowaną rzeczywistość, ufając jedynie naturalnym metodom weryfikacji, Jeśli czegoś nie widział czy nie dotknął wówczas to „coś” wymyka się jego prostemu oglądowi świata. Mimo tych – a także wielu innych – ograniczeń, bohater Antolskiego jest postacią barwną, zjednującą sobie sympatię czytelnika. Uśmiechamy się do wad i małostek tego poczciwego naturszczyka, bo ukazują nam one groteskowość postawy, która przy biernym uczestnictwie w podlegającym ciągłym przemianom świecie, zakłada możliwość porozumienia się z nim. Ale równocześnie już na poważnie możemy zadać pytanie: czy taka postawa to nie tyle wynik nienadążania za światem, ile raczej efekt zagubienia jednostki postawionej oko w oko z nieostrymi wartościami. A może Józef postanowił przyglądać się światu z boku, bo utracił wiarę w jego naturalny ład. Może dlatego ufa, że w lamusie starego obyczaju znajdzie ucieczkę przed burzami i niepokojami. Jeśli tak – postać mędrka skorego do cytowania ludowych porzekadeł, sowizdrzała prowadzącego komiczną grę ze światem, niesie z sobą refleksję o prawdziwym obliczu osobnego świata chłopskiego tradycjonalizmu.”
Janusz Lenczowski „Skansen”, „Student”, 1986, nr 21, s. 10.