Krzysztof Kwasiżur
Drzewo do lasu – czyli o emocji w poezji
„Z grubsza wiemy czego się trzymać, gdy trafia w nas poezja. Rozpoznajemy ją bez specjalnej wiedzy. Bo wiedza i precyzyjne narzędzia opisu literackich form potrzebne są fachowcom. Tak zwany przeciętny odbiorca polega na intuicji. Zawierza – i słusznie – wrażeniu, emocji. Na ogół guzik go obchodzi technika, warsztat. Obcy mu jest chłodny ogląd. Łaknie przeżycia lub tylko – by tak rzec – duchowego rozkołysania.”
Zaiste, pisanie o emocjach w wierszu – tekście, który z założenia ma emocje wywoływać przypomina (na pierwszy rzut oka) noszenie drewna do lasu, albo raczej lanie wody. Ale tylko na pierwszy rzut oka – młody uczniu czarnoksiężnika – gdyż, jak już tu kilkakrotnie udowadniałem w poprzednich rozważaniach o poezji – to, co ma czytelnikowi się jawić lekkim, łatwym i naturalnym, dla autora nie musi takie być; ono ma tylko takie wrażenie sprawiać!
Skoro poezja jest z definicji obliczona na wywołanie emocji, to wystarczy się przyłożyć do ich wywołania. Nad czym tu debatować?
Gdyby to była tak jednostronna i monotonna rozgrywka, każdy murarz, czy piekarz byłby poetą. Bo ileż oni wywołują emocji swymi słowami, zwłaszcza gdy uderzą się w palec młotkiem, czy poparzą o gorącą blachę!
Więc wiersz nie ma za zadanie wywołać emocji za wszelką cenę? Nie tylko i nie za wszelką cenę! Bo i opisuje on emocje w sposób jak najbardziej wizyjny i czytelnika WPROWADZA w rzeczony stan emocji i emocję opisuje, niczym fotografia, która przecież nie pozwala oglądającemu ją wejść w sytuację. Daje nam komfort (czasem to komfort) bycia na zewnątrz, poza sytuacją, a jednak doświadczenia jej z opisu.
Według encyklopedii wiersz jest formą wypowiedzi zorganizowanej brzmieniowo, przez rozczłonkowanie na wersy, druga definicja zahacza o wersyfikację, rytmizację i inne „acje” i regularności, lecz znów ani słowa o emocjach!
Tą regularnością, czy jej brakiem jednak dziś nie będziemy się zajmować (może następnym razem, gdyż mnie także złości nagminna trudność w rozróżnieniu wierszy nieregularnych i białych, podczas gdy to osobne kategorie), zajmijmy się jednak emocją, która – jak się okazuje – choć nie jest niezbędna, stanowi o poziomie wiersza.
Tak, gdyż nawet dziesięć wytycznych, spisanych w „Dekalogu dobrego wiersza” Leszka Żulińskiego sprowadza się do jednego; napisać taki wiersz, żeby powodował emocje (zakładane przez autora), bez naleciałości niesmaku, gdy czytelnik odnajdzie w tekście dysonanse, czy nieścisłości.
Ale przecież wiersz to nie zbiór narzędzi do wywołania emocji bez ładu i składu, prócz figur stylistycznych (które niewątpliwie pomogą wywołać te emocje) posiada on nierzadko fabułę. Tadeusz Różewicz pisząc:
„źródlanym
przeźroczystym opisem
wody
jest opis pragnienia
popiołu
pustyni
wywołuje fatamorganę
obłoki i drzewa wchodzą
nie tylko naucza, jak to robić, ale i podaje przykład jak plastycznie przedstawić opisywane uczucie: po prostu je wzbudzić, dlatego opisując pragnienie – wzbudza je słowami powodującymi że poczujemy nieprzyjemne drapanie w przełyku.
Bo to jeden ze sposobów obejścia się z emocjami w wersach; sprawić, by czytelnik te emocje, uczucia odczuł na własnej skórze.
Są też sytuacje, gdy korzystniej jest przedstawić te uczucia w sposób narracyjny, opisując je nie angażując w nie czytelnika, założywszy, iż człowiek, który żywił się całe życie ziemniakami, nic nie wie o smaku banana i trzeba mu ten smak opisać, możliwie przystępnie i trafnie.
Tak często się dzieje w wierszach, gdzie podmiotem lirycznym jest sam autor, lub wierszach fabularnych.
Można sobie poradzić z tym, stosując kilka słów stanowiących inkarnację uczucia, czy też odczucia, co w efekcie przybliży czytelnika do założonych przez nas treści jak Agnieszka Osiecka:
„Cierniem jesteś w mej koronie,
w mym uśmiechu - smugą smutku.
Czy ja kiedy cię dogonię,
chociaż idziesz powolutku?”[3]
Pomimo tego, że autorka nie pisze wprost o uczuciach i nie nazywa ich po imieniu, to używa zwrotów powszechnie kojarzonych z piekącym bólem (cierń), męką, (korona, w domyśle cierniowa), a jednocześnie łączy je ze słowami, które są konotacjami delikatności i lekkości (smuga, smutek, powolutku) – co w efekcie pozwala wczuć się czytelnikowi w uporczywie negatywny stan.
To jednak też nie ostatni sposób traktowania uczuć w utworze poetyckim.
W sukurs poecie idą zdobycze myśli poetyckiej takie jak synestezje.
W psychologii synestezja, to przypadłość polegająca na kojarzeniu ze sobą (a właściwie – mieszaniu) wrażeń odbieranych przez różne zmysły, np. zapachów ze smakami, dźwięków z kolorami.
Poezja uczyniła z tego narzędzie i środek wyrazu, np. przekształcanie wrażeń słuchowych we wzrokowe ("barwa dźwięku"). Zjawisko występujące także w obrazowaniu poetyckim, szczególnie w symbolizmie. Najgłośniejszym przykładem synestezji jest sonet A. Rimbauda „Samogłoski”.
To bardzo mocne narzędzie, pomocne w pracy nad naszym wierszem.
„…Głosy triumfem brzmiące, zwycięskie, zgiełkliwe -
Barwy, wonie i głosy sprzeczne, niespokojne
Z wolna cichną, szarzeją, zmilkną i bledną
Wirują, płyną w zmierzchu senne, mgliste tonie,
Zlewają się z sobą, stapiają się w jedną…”[4]
Niełatwo tedy odmówić sobie podpierania się – w opisywaniu uczuć – podpierania się przymiotnikami, opisując temperaturę, czy moc takiego uczucia, od tego już mały krok do stosowania synestezji bez opamiętania.
Lepiej już zwrócić się w kierunku minimalizmu i jak najoszczędniej szafować figurami stylistycznymi, co w pewnych przypadkach funkcjonuje niczym dodatkowy środek wyrazu – wcale nie czyniąc wiersza uboższym, a wręcz wzbogacając, jak to ma miejsce w wierszu Różewicza:
„Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
Takie ascetyczne traktowanie figur retorycznych daje dodatkowy efekt; suchej, dziennikarskiej, informacji o wysokim poziomie rzetelności.
Informacja ta przez podmiot liryczny, czy narratora nie jest wartościowana, wartościuje ją sam odbiorca, po zapoznaniu się z faktami. Wymaga to o tyle wprawy, o ile fakty powinny być odbiorcy w odpowiedniej, logicznej kolejności podane (logiką wymaganą dla wiersza), jeżeli to poprawnie zostanie poczynione – o uczucia, czy odczucia czytelnika nie musimy się martwić, zresztą, już o tym pisałem.[6]
Na koniec wypada mi wspomnieć o uczuciach chwalebnych i seraficznych (skoro traktuję o uczuciach); o wierszach religijnych. Zęby mnie zaczynają boleć, gdy czytam, słucham wierszy pełnych sztucznej egzaltacji która ma za zadanie udać aplauz i zachwyt nad Bogiem, czy wiarą samą w sobie.
A przecież osoba, która chyba wszystkim kojarzy się z poezją i wiarą – Jan Twardowski pisała „zwykłe” wiersze, bez jarmarcznego jazgotu i faryzeuszowych teatrzyków:
„Bałem się oczy słabną - nie będę mógł czytać
pamięć tracę - pisać nie potrafię
drżałem jak obora którą wiatr kołysze
- Bóg zapłać Panie Boże bo podał mi łapę
pies co książek nie czyta i wierszy nie pisze”[7]
I więcej nic? Żadnych okrzyków egzaltacji? Nie, bo to poezja, a nie odezwa do narodu, który ma ruszyć na barykady.
I jeszcze jedno; bhakti – to też poezja religijna, choć wysławiające inne bóstwo…
[4] S. Korab-Brzozowski, „Barwy, głosy, wonie” (w:) „Barwy, głosy, wonie”, Wyd. przez: Fundacja Nowoczesna Polska, ISBN: 9788328521643 epub.
[6] K. Kwasiżur, „W okrągłych ogniach, w klatkach z lin – czyli logika w poezji”, źródło: http://pisarze.pl/felietony/7410-krzysztof-kwasiur-w-okrgych-ogniach-w-klatkach-z-lin-czyli-logika-w-poezji.html (stan na dzień: 03.10.2014)