Quantcast
Channel: publicystyka
Viewing all articles
Browse latest Browse all 786

Jan Strękowski - Sześciu ojców Yoshiha Umedy

$
0
0

Jan Strękowski



Sześciu ojców Yoshiha Umedy


 

Ryszard StryjecMówił, że ma sześciu ojców. Ryochu Stanisław Umeda - ojciec biologiczny. Yukio Kudo - ojczym. Konrad Jażdżewski - przybrany polski ojciec. Juliusz Żuławski - teść, ojciec jego żony Agnieszki. Lech Wałęsa - ojciec chrzestny. Wreszcie Ojciec Św. Jan Paweł II - ojciec duchowy.

Yoshiho Umeda. Przez przyjaciół zwany Yoho. Japończyk od 1963r. mieszkający w Polsce. W tym przez 5 lat, do wakacji 1968r. w Łodzi.Działacz opozycji lat 70., a potem "Solidarności". W stanie wojennym współpracownik brukselskiego Biura "Solidarności", działacz japońskich organizacji wspierających zeszły do podziemia związek. Dziś biznesmen zajmujący się m.in. doradzaniem w dziedzinie ekologii. Polak? Przyjaciel wielu znanych góralskich rodzin. Może góral? A może jednak Japończyk? Na "ty" ze wszystkimi znanymi opozycjonistami, szefami "Solidarności", politykami. Ale zwyczajem japońskim do swego zięcia mówi: "panie Konradzie". A podczas procesu zomowców z kopalni "Wujek", gdzie jest świadkiem, by podkreślić wagę zeznań wspierających wersję tzw.taterników, powołuje się na japoński obyczaj - sąd nie może mu zarzucać kłamstwa, bo jako Japończyk musiałby dokonać sepuku, gdyby się na coś takiego poważył.

Ryochu Stanisław Umeda

Żeby dowiedzieć się, co skłoniło w 1963r. 14 - letniego japońskiego chłopca do przyjazdu do Polski trzeba cofnąć się nieco w czasie. Aż do 1921r., gdy jego ojciec, mnich buddyjski, trochę muzyk, skrzypek, wybrał się na studia filozoficzne do Berlina. Traf chciał, że tym samym pociągiem wracali z wojny polscy oficerowie, w tym Stanisław Michałowski, lotnik (rozstrzelany w czasach stalinowskich jako szpieg japoński z powodu prywatnej korespondencji z Umedą), z którym Ryochu Umeda w drodze się zaprzyjaźnił. Ich namowy, by zamiast w Berlinie, zatrzymał się w Warszawie, odniosły skutek. Ryochu Umeda był człowiekiem uczuciowym. Zobaczył jak wracający z wojennej tułaczki Polacy całują na granicy z Polską ziemię i to go bardzo poruszyło.

W ten sposób Polska zyskała pochodzącego z Dalekiego Wschodu przyjaciela, bywalca salonów literackich i arystokratycznych, studenta Uniwersytetu Warszawskiego, a potem doktora filozofii, historyka, tłumacza i popularyzatora polskiej literatury i polskiej historii, muzyka, którego nauczycielem gry na fortepianie był m.in. Stefan Kisielewski, wreszcie twórcę japonistyki, nieobecnej wcześniej na polskich uczelniach.

W 1924r. Ryochu Umeda otworzył w Warszawie pierwszy kurs języka japońskiego, który potem przekształcił się w studia japonistyczne. A jego studentami byli m.in. późniejsi przyjaciele, Kamil Seyfried, syn przyjaciela poznanego w pociągu w drodze przez Syberię, gen. Kamila Seyfrieda, w którego domu mieszka dziś Yoshiho Umeda (urna z prochami ojca Yoshiha pochowana zaś została w grobie Seyfriedów na wojskowych Powązkach) i Wiesław Kotański, japonista, odnowiciel japonistyki po II wojnie światowej i. Prowadzenie zajęć japońskiego języka i literatury na Wydziale Polonistyki UW i w Instytucie Dalekowschodnim było w pewnym sensie koniecznością, bowiem stypendium naukowe szybko się skończyło (z powodu strat, jakie Uniwersytetowi Buddyjskiemu, fundatorowi stypendium, przyniosło trzęsienie ziemi w Tokio), a młody Japończyk nie zamierzał wracać do ojczyzny.

W pierwszych latach pobytu jednak klepał biedę, co mu zdaje się nie przeszkadzało. Ulubieniec literackiej bohemy, zaprzyjaźnił się z wieloma pisarzami. Gałczyński, Saliński, Staff bywali u niego w wynajmowanym za grosze mieszkanku w tzw. Domu Ludowym (mieści się tam dziś Muzeum Ruchu Ludowego), gdzie zamiast schodów stała zwykła drabina. On zaś bywał zapraszany przez pisarzy i ich rodziny. Z nieodłącznymi skrzypcami. Bywało, że w kimonie, grając na nich, zapominał, że zbliża się wieczór. Raz stało się to w zamykanym na noc Parku Ujazdowskim. Ta sielanka polsko - japońska trwała do września 1939r. Wtedy to Ryochu Umeda na stałe opuścił Polskę. Całą II wojnę światową spędził co prawda w pobliżu, głównie w Bułgarii, licząc na to, że będzie mógł do naszego kraju wrócić. Jednak o powrocie do Polski komunistycznej nie mogło być mowy. Ojciec Yoshiha znalazł się więc ponownie w Japonii, gdzie wykorzystywał zdobytą wiedzą i znajomość języków, nie tylko polskiego, bo także bułgarskiego i innych jako historyk, autor prac na tematy archeologiczne, wreszcie tłumacz. Jemu zawdzięczamy m.in. pierwszy przekład "Quo vadis" Henryka Sienkiewicza, tłumaczenie "Ody do młodości" Adama Mickiewicza, przekłady poezji Juliusza Słowackiego i Kazimierza Wierzyńskiego, z którym utrzymywał kontakt także po wojnie.

Ryochu Umeda kontynuował listowne kontakty z wieloma przyjaciółmi w powojennej Polsce, nawiązał też przyjaźnie korespondencyjne. Takimi korespondencyjnymi przyjaciółmi była rodzina Stefanii i Konrada Jażdżewskich z Łodzi. Potrafił też zarażać miłością do Polski swoich bliskich. Żonę Hisayo, siostrzeńca Koji Kamoji, który pod jego wpływem w 1958r. przyjechał do Polski i mieszka tu do dziś - jest znanym artystą plastykiem. Przed samą śmiercią Ryochu Umeda przyjął chrzest i przybrał imię Stanisław. Wtedy też  wyraził życzenie, by jeden z jego synów pojechał na stałe do Polski. On też uzgodnił z Jażdżewskimi, że to oni stworzą polski dom dla jego syna.

            Konrad Jażdżewski

            Yoshiho Umeda twierdzi, że japońskie matki powtarzają takie przysłowie: Miłemu dziecku daj podróżować. W Polsce matka stara się jak najdłużej być blisko swego dziecka. Japońska matka zostawia mu wiele swobody. Zdaje się, że małemu Yoho trochę już nudziła się japońska szkoła. W każdym razie wyraził chęć pojechania do przybranej ojczyzny ojca. Nie było to wcale proste przedsięwzięcie. Przede wszystkim władze japońskie nie chciały wyrazić zgody - Polska była krajem komunistycznym, co stanowiło istotną przeszkodę. Dopiero interwencje wysoko postawionych osób i zapewnienia, że dom państwa Jażdżewskich jest domem katolickim, nie komunistycznym przekonały władze. Wtedy też  Stefania i prof. Konrad Jażdżewski oficjalnie adoptowali Yoshiha, a jego matka zrzekła się opieki nad synem.

            Był 1963r. Mały Yoshiho Umeda z torbą, w której wiózł urnę z prochami ojca, wsiadł samotnie na statek z Yokohamy do Nachodki, a potem samolotem, z przesiadką w Moskwie, poleciał do Warszawy. Czekał na niego na lotnisku prof. Wiesław Kotański, który zabrał go do siebie. Do dziś pamięta pierwsze polskie jedzenie. Chleb z masłem i pomidorami.

- Pierwszą noc w Polsce spałem w łóżku Marka Kotańskiego, syna profesora - wspomina Umeda.

Potem przyjechał kuzyn Koji Kamoji i zawiózł go do Łodzi.

Tak Yoshiho został piątym dzieckiem państwa Jażdżewskich. Od tej pory miał dwie mamy, w Polsce i Japonii, a także nowego ojca, prof. Konrada Jażdżewskiego, znanego archeologa, który zaraz po przyjeździe zabrał przybranego syna na wykopaliska nad Pilicę, gdzie Yoshiho poznał m.in. studiującego archeologię Marka Niesiołowskiego, jednego z działaczy podziemnego Ruchu. Prof. Jażdżewski bezwzględnie pilnował, by Japończyk  codziennie uczył się 10 polskich słówek. Yoshiho robił postępy, bo już jesienią rozpoczął naukę w liceum. Było to łódzkie liceum im. Tadeusza Kościuszki - dziś im. Józefa Piłsudskiego. Z pierwszego okresu wspólnej nauki pamięta go pisarz z Łodzi Jacek Krakowski. Potem stracił Yoho z oczu, bo ten musiał z powodu trudności językowych powtarzać klasę. W tej szkole nawiązał Umeda przyjaźnie, m.in. z Markiem Urbańskim, które trwają do dziś. Tak jak przyjaźnie z okresu studiów w Warszawie. Zaprzyjaźnił się też ze swoim przybranym rodzeństwem. Choć, jak wspomina, nie rozumiał ich niechęci do systemu i komunistycznej władzy. Wspomina wyjazd z przybraną siostrą Ewą na obóz, podczas którego studenci prezentowali kabaret polityczny, krytykując ZSRR i ustrój. Wychowany w japońskiej tradycji szacunku dla władzy, długo nie mógł pojąć, dlaczego Polacy nie lubią swoich rządzących.

W każdym razie w domu państwa Jażdżewskich nie było miłości do komunizmu za grosz. Rodzina była bardzo katolicka, w domu bywali koledzy przybranego rodzeństwa, działacze Ruchu, jak Stefan Niesiołowski. Szczególnie dobrze pamięta atmosferę Marca 1968r., gdy dom Jażdżewskich stał się centrum wymiany informacji i kontaktów buntujących się studentów To wtedy po raz pierwszy w szkole podczas apelu, który miał na celu wmówienie uczniom, że studenci buntują się z nadmiaru swobód i dobrobytu, zabrał głos, co w efekcie skończyło się wezwaniem do szkoły prof. Jażdżewskiego.

Po wakacjach 1969r. Yoshiho Umeda zaczął studia w Warszawie.

Yukio Kudo

Zamieszkał u ojczyma prof. Yukio Kudo i matki Hisayo Umeda - Kudo, którzy od niedawna także mieszkali w Warszawie.

Yukio Kudo, drugi mąż matki Yoshiho Umedy jest równie wielkim polonofilem jak niegdyś ojciec Yoshiha. Romanista, interesował się Rosją i literaturą rosyjską, ale po którymś pobycie w ZSRR "odechciało mu się Rosji". Zainteresował się Polską, polską literaturą i historią. Jako przedstawiciel agencji Kyodo, podczas pobytu w USA, zaczął uczyć się naszego języka, a w 1969r. przyjechał do Warszawy. Prowadził zajęcia na uniwersyteckiej japonistyce.

Umeda z dumą zdejmuje z półki książki swego ojczyma poświęcone Polsce. "7 lat w Warszawie" - to pierwsza z nich. Tyle lat trwał pobyt jego rodziców w Polsce, zanim władze PRL wyprosiły prof. Kudo za jego kontakty z polską opozycją. Ta książka wyszła w 1977r. Od roku istniał już KOR. Kudo jako pierwszy Japończyk napisał w niej o Komitecie Obrony Robotników. Potem były kolejne poświęcone Polsce książki: "Rewolucja w Polsce 1980r.", "Moja literatura polska".

Obok tego tłumaczenia. W 1956r. Yukio Kudo zabrał się za tłumaczenie Brunona Jasieńskiego "Zmowa obojętnych". Z języka rosyjskiego, więc myślał, że to pisarz rosyjski. Kiedy zorientował się, że to Polak, zainteresował się literaturą polską. Owocem tej miłości są dziesiątki przekładów, Jan Potocki, Bruno Schulz, Witkacy, Singer, Hłasko, Gombrowicz. Kudo przełożył też polski epos narodowy, czyli "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza.

Prof. Kudo ma nieocenione zasługi także dla powstania niezależnego ruchu wydawniczego w Polsce. Na prośbę Yoshiha w drugiej połowie lat 70 przez japońskich biznesmenów przekazał dla Niezależnej Oficyny Wydawniczej wiele tysięcy bardzo wydajnych i wytrzymałych kalek stensilowych do powielaczy. To na nich m.in. wydrukowana została słynna "Czarna księga cenzury PRL".

Prof. Yukio Kudo ma jeszcze jedną wielką zasługę. To on właśnie przedstawił Yoshiho swoją studentkę, Agnieszkę Żuławską, która w wiele lat później miała zostać jego żoną, a dziś jest znaną japonistką.

Juliusz  Żuławski

Podczas zamieszkiwania w domu państwa Jażdżewskich Yoshiho Umeda dostał łóżko w pokoju babć. Nad jego łóżkiem wisiał portret polskiego oficera - Jerzego Żuławskiego, którego nazwisko nic nie mówiło małemu, zagubionemu w Polsce Japończykowi. Tak jak i nazwisko autora malowidła, marszałka Edwarda Rydza - Śmigłego.

Po latach Umeda miał się stać mężem wnuczki tego oficera. Legionisty, pisarza, miłośnika Tatr, współtwórcy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, autora słynnej trylogii "Na srebrnym globie", która przyniosła mu miano "polskiego Wellsa". Ojca przewodniczącego polskiego Pen-Clubu w stanie wojennym, pisarza Juliusza Żuławskiego, protoplasty słynnego artystycznego rodu. Brata Zygmunta, przedwojennego sekretarza generalnego związków zawodowych i ostatniego przewodniczącego Rady Naczelnej PPS. Młodzi zainteresowali się sobą od pierwszego spotkania, ale narzeczeństwo trwało długo, a w tym czasie Yoshiho Umeda, poprzez rodzinę Agnieszki, wchodził coraz mocniej w nastawione opozycyjnie wobec władzy środowisko artystyczne, głównie warszawskich literatów i ich dzieci, jak Tomasz Jastrun, Michał Bogucki (brat znanej działaczki opozycji Teresy Boguckiej) czy Marek Karpiński. Poprzez nich poznał ludzi ze środowiska marcowego jak Józef Dajczgewand, Sławomir Kretkowski, Irena Lasota. Nazwisko Żuławskich otworzyło mu drogę także na emigracyjne salony, poznał Jerzego Giedroycia, Marię i Józefa Czapskich, Zofię i Zygmunta Hertzów, czyli redakcję paryskiej "Kultury", Herbertów. Kilka razy jadąc do Berlina Zachodniego przemycał dla "Kultury" teksty pisarzy z Polski. Odbierał je od niego mieszkający tam wtedy (wcześniej wyrzucony z Polski) inny "Polak z wyboru", pochodzący z Indii historyk Peter Raina.

Dzięki Agnieszce trafił też w Tatry, gdzie rodzina Żuławskich miała domek, i gdzie Żuławscy, zaprzyjaźnieni z rodzinami Stopków i Krzeptowskich byli traktowani jak miejscowi.

Yoshiho wspomina swój pierwszy pobyt w schronisku Pięciu Stawów na Krzeptówkach. Zabłądził wtedy i rozgrzewając się wypił spirytus, który niósł ze sobą. Kiedy trafił wreszcie do schroniska prowadzonego przez Józefa Krzeptowskiego, wdał się w bójkę z turystami, którzy mimo zakazu wspinali się po ścianach schroniska i (rano niczego nie pamiętał) sam jeden pobił wszystkich. Od tej pory po Zakopanem krążyły legendy o bitnym Japończyku, a Yoshiho został przyjęty przez górali jak swój. Wspinał się z przyjaciółmi w Tatrach, jako człowiek towarzyski, nie odmawiał wizyt w gościnnych góralskich domach, zaprzyjaźnił się z taternikami. To wtedy m.in. poznał Jacka Jaworskiego i Janusza Hierzyka, autorów tzw. raportu taterników dotyczącego udziału w masakrze górników "Wujka" oddziału specjalnego ZOMO. Kiedy już Umeda był pracownikiem "Solidarności" Regionu Mazowsze, szkolący zomowców Jaworski przekazywał za jego pośrednictwem informacje o planach władz, m.in. o zamiarze wprowadzenia stanu wojennego. Stąd wiarygodne staje się istnienie raportu, choć w stanie wojennym Yoshiho był deportowany i nie uczestniczył w jego przekazywaniu. Jednak raport ma związek z jego rodziną. Jeden z numerów podziemnego pisma "Fakty" (marcowy) drukowany był w 1982r. przez jego przyjaciela Marka Urbańskiego w jego domu (mieszkała tam nadal jego żona). W numerze tym wydrukowano fragmenty wspomnianego raportu, co jest niezbitym dowodem na istnienie zagubionego dokumentu.

W 1971r. Umeda przeniósł się z polonistyki na historię sztuki i zaczął pracować jako tłumacz japońskich ekip biznesowych, ale także dziennikarzy i ekip telewizyjnych, a potem związał się z japońską firmą zajmującą się uruchamianiem fabryk związanych z produkcją stali i handlem węglem koksującym. W ten sposób zaczął bywać na Śląsku. Zauważyła to oczywiście Służba Bezpieczeństwa, bo w lutym 1981r. (jest w aktach IPN dokument na ten temat) wydała postanowienie o umieszczeniu Umedy na liście przyszłych internowanych przez SB w Katowicach. Po kilku tygodniach decyzja została cofnięta, widocznie zauważono, że ma on nadal obywatelstwo japońskie. Współpraca z japońskimi dziennikarzami natomiast sprawiła, że po raz pierwszy trafił na "dołek" w Pałacu Mostowskich - siedzibie stołecznej milicji i Służby Bezpieczeństwa. Było to podczas Zjazdu PZPR w 1975r. Zjazd wizytował Breżniew i atmosfera była nerwowa. Tymczasem jeden z japońskich dziennikarzy poprosił go, by zastąpił jego asystenta. Tak Yoho znalazł się w Sali Kongresowej. Traf chciał, że rozpoznał go jeden z delegatów na zjazd, reżimowych pisarzy. I już po chwili podbiegła do Umedy ochrona. Jako japoński szpieg spędził 48 godzin w siedzibie stołecznej milicji, przespał się na dołku. Wspomina z rozbawieniem, że kiedy przyprowadzono go do celi, siedzący tam aresztanci spytali, za co. - Za Zjazd - miał odpowiedzieć Umeda, co spotkało się ze zrozumieniem. - Wiedzieliśmy, że dadzą kogoś ze Zjazdu.

Lech Wałęsa

W 1984r. Yoshiho Umeda ochrzcił się. Jego ojcem chrzestnym per procura był przewodniczący nielegalnej wtedy "Solidarności" Lech Wałęsa, z którym Umeda zaprzyjaźnił się podczas Karnawału Solidarności. Wcześniej jednak były związki z opozycją przedsierpniową, głównie KOR. Pamięta wrażenie, jakie zrobił na nim pierwszy "Komunikat KOR" z listą nazwisk i adresami członków Komitetu Obrony Robotników. Podziwiał ich odwagę. I starał się, na ile mógł, pomagać. Dostarczał bibułę pisarzom, przekazywał informacje nt. opozycji do Japonii. O kalce dla Nowej już pisałem. Umeda wspomina także życie towarzyskie ówczesnej opozycji. On tworzył tam nieformalną frakcję taternicką, to znaczy wchodził na drzewo z butelką wódki, dołączali się inni - w ten sposób poznał m.in. Michała Boguckiego, który spytał czy może się przyłączyć. Ale przysiadali się też inni miłośnicy wysokości, Marek Karpiński, Jan Strzelecki. Jedną z takich imprez pamiętam dobrze także i ja. Wesele Marka Karpińskiego w 1977 lub 1978r. Zainteresował mnie Japończyk siedzący na gałęzi i także się przysiadłem. Wkrótce mieliśmy się spotkać w siedzibie "Solidarności" Regionu Mazowsze, gdzie trafiła większość kolegów Umedy z korowskiej opozycji, a także i on sam. Wcześniej jednak był lubelski lipiec - na pożyczonej od niego maszynie do pisania przepisywane były na matryce ulotki dotyczące strajków (wcześniej, wspomina, przepisywano na niej matryce 1 numeru "Robotnika").

W sierpniu 1980r. przyjechał do Yoshiho Umedy jego przyjaciel, Marek Lipiński. Przywiózł z Gdańska 21 postulatów strajkujących stoczniowców, ale źle je przekopiował, przegapił jeden z punktów i postulatów było 20. Umeda przekazał postulaty korespondentom zagranicznym. W ten sposób m.in. w Radiu Wolna Europa odczytano 21 postulatów, w liczbie ... 20 postulatów.

Umeda został pracownikiem Biura Zagranicznego "Solidarności" Regionu Mazowsze, z Markiem Chlebowiczem organizował kasetowe Radio "Solidarność", ale przede wszystkim poznał wtedy Lecha Wałęsę, z którym (wraz z delegacją "Solidarności") wybrał się w maju 1981r. do Japonii. Wizyta była wielkim sukcesem Wałęsy i "Solidarności". Szef "Solidarności" był bardzo błyskotliwy, a jego powiedzenia cytowała cała prasa - niektóre są obecne do dziś. Umeda wspomina spotkanie ze związkowcami japońskimi. Szefowie japońskich związków zawodowych wystąpili w krawatach, polska delegacja w swetrach i na roboczo. Wtedy Wałęsa zaproponował szefowi japońskich związkowców obcięcie krawata, argumentując, że przedstawiciele ludzi pracy nie powinni występować w tak oficjalnych strojach. Był to żart, ale podobno zmroził rozmówcę, któremu żal było krawata kupionego za bardzo wielkie pieniądze. Inna zabawna historia wiąże się z różnicą obyczajów i... menu. Przed wyjazdem delegacji Umeda z żoną Agnieszką i Henrykiem Lipszycem, ambasadorem w Tokio w wolnej Polsce, urządzili w Podkowie Leśnej u przewodniczącego "Solidarności" Regionu Mazowsze Zbigniewa Bujaka szkolenie. Uczyli tam m.in. posługiwania się pałeczkami oraz starali się przekazać informacje nt. obyczajów japońskich. Wałęsa odmówił uczestnictwa w szkoleniu. I kiedy w hotelu podano dania kuchni japońskiej oraz pałeczki, zażyczył sobie, by przyniesiono widelec, a specjały japońskie zamieniono na... ryż ze śmietaną i cukrem. Podobno z trudem udało się znaleźć jakiś widelec, ale o śmietanie nie było mowy i Wałęsa zjadł ryż tylko z cukrem.

Jednak Japończycy byli zachwyceni, a wizyta miała prezydencką oprawę. Efektem wizyty była nie tylko "gorączka Wałęsy" i nawiązanie bliskich kontaktów między "Solidarnością" i japońskimi centralami związkowymi, ale też powstanie w Japonii struktur społecznych popierających "Solidarność" (w czym uczestniczył Umeda) oraz podarowanie przez japońską TV (w zamian za przekazanie im przez niego filmu "Robotnicy 80") sprzętu telewizyjnego dla mającej powstać telewizji "Solidarności".

Umeda został zastępcą szefa Biura Zagranicznego "Solidarności" w Regionie Mazowsze, a jego obowiązkiem były m.in. kontakty z delegacjami zagranicznymi. Jednak zajmował się także wieloma innymi sprawami, m.in. wspomagał powstający związek milicjantów i "Solidarność" Rolników Indywidualnych oraz zajmował się porządkowaniem finansów Związku (miał to robić także w latach 80. w brukselskim Biurze "Solidarności"). Uczestniczył także w I Krajowym Zjeździe Związku w gdańskiej Olivii.

Jan Paweł II

W październiku 1981r. podczas pobytu Umedy w Tatrach przyszedł do niego Jacek Jaworski, taternik i milicjant, i przekazał informację o przygotowaniach do stanu wyjątkowego. Ten przekazał tę wiadomość Bujakowi i Januszowi Onyszkiewiczowi. Jednak ani Jaworski, ani jego koledzy (jak Hierzyk) nie znali daty wprowadzenia  stanu wyjątkowego, poznać ją mieli dopiero 11 grudnia 1981r. I nie zdołali już tej wiadomości przekazać. Zresztą wkrótce, bo w styczniu 1982r., Yoshiho Umeda jako rezydent japoński w Polsce, po wielokrotnych przesłuchaniach i próbach straszenia uwiezieniem (podobno krzyczał wtedy na esbeków: - Wy nie jesteście Polakami!), został deportowany z Polski i jego kontakt z taternikami się urwał. Dalszy ciąg znamy z procesu zomowców z "Wujka". Kontakt z "Solidarnością" był kontynuowany, choć teraz uczestniczył w tym m.in. podziemny drukarz i współpracownik Biura Interwencyjnego KOR, prowadzonego przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich, dziś już nieżyjący, Bogdan Zalega, zwany "Bobasem", także taternik.

Tymczasem dla Yoshiha, tak jak niegdyś dla jego ojca, zaczął się etap życia poza przybraną ojczyzną. Pojechał bez rodziny, myślał, że wkrótce wróci. Wrócił dopiero w 1988r. Był pierwszym działaczem "Solidarności", który trafił na Zachód po ogłoszeniu stanu wojennego. Nic dziwnego, że zainteresowanie dziennikarzy było olbrzymie. Przez Sztokholm trafił do Paryża, m.in. przywożąc przygotowane przez Pen-Club listy internowanych, zaczął działać w powstającym paryskim komitecie "Solidarności". Wtedy też, jeszcze pod koniec stycznia 1982r. wraz z matką, Hisayo, która przyjechała z Japonii na lotnisko w Paryżu, pojechali do Rzymu do Ojca Świętego, przekazać mu zgromadzone w pierwszych tygodniach stanu wojennego przez działaczy japońskich organizacji wspierających "Solidarność" 50 tys. dolarów na pomoc dla Polski. Była to część pieniędzy zebranych w Japonii przez Komitet Pomocy Polakom, zorganizowany m.in. przez jego matkę jeszcze w okresie Karnawału Solidarności, a skupiający głównie Polki - żony Japończyków.

Wizyta w Watykanie stanowiła przełom w życiu Umedy. Zajął się nimi bardzo troskliwie ksiądz Stanisław Dziwisz, dzisiejszy kardynał, przez wiele godzin oprowadzając ich po papieskich pokojach i pokazując zbiory watykańskie, niedostępne dla zwykłych śmiertelników (raj dla historyka sztuki, którym był Yoshiho), a Papież przytulił serdecznie młodego Japończyka i długo z nim rozmawiał.

Ta wizyta zapoczątkowała jego przemianę, a jej zwieńczeniem był chrzest, w grudniu 1984r. w Japonii (otrzymał imię Józef) i fascynacja Umedy postacią Karola Wojtyły, która trwa do dziś. Tak jak do dziś trwa jego przyjaźń z ojcem chrzestnym, Lechem Wałęsą.

W marcu Yoshiho Umeda pojechał do Japonii, uczestniczył w pracach Centrum Informacji Polskiej, pomagał w wydawaniu "Biuletyny Polskiego" - warto wiedzieć, że od listopada 1981r. do 1991r. ukazało się 150 numerów tego pisma, uczestniczył jako doradca w pracach zespołu parlamentarnego, zajmującego się wspieraniem "Solidarności", organizował kontakty ze związkami zawodowymi, nie tylko japońskimi, ale też azjatyckimi. Jego odkrycia z tamtego czasu są warte wspomnienia, choćby takie, że największe wiece poparcia dla zepchniętej do podziemia "Solidarności" miały miejsce... w Indiach, a uczestniczyły w nich kilkusettysięczne tłumy.

Lata osiemdziesiąte, to także wielokrotne pobyty w Europie, przede wszystkim w brukselskim Biurze Zagranicznym "Solidarności", gdzie zajmował się sprawami finansowymi oraz praca przewodnika wycieczek japońskich. Wykorzystywał je do tego by spotkać się z polskimi przyjaciółmi. Tęsknił do Polski, Japonia mu się nie podobała, nie mógł znieść życia tam. W połowie lat 80 przyjechała do niego rodzina, ale najstarszy syn Tomoho, po pół roku pobytu sam wrócił do Polski. Nie wytrzymał, jak to wspomina, ułożonego precyzyjnie życia japońskich uczniów, brak mu było zabaw z kolegami, kontaktów z innymi ludźmi. Tomasz Jastrun wspomina telefon Yoshiha, którym ten zbudził go kiedyś w nocy. Żalił się wtedy, że nie może już wytrzymać na tej pustyni. Dzwonił z Egiptu, gdzie prowadził wycieczkę, więc zwierzenie wydawało się na miejscu. Ale po chwili Umeda sprecyzował, że chodzi o Japonię, a nie Egipt. Jeździł też wtedy w misjach do Polonii kanadyjskiej i amerykańskiej, wysyłany przez brukselskie Biuro. M.in. próbował godzić starą amerykańską Polonię z nową, solidarnościową. W tym celu spotykał się m.in. z ówczesnym prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej, Alojzym Mazewskim. Yoshiho Umeda mówi dziś z pewną dumą, że on mówił lepiej po polsku, niż legendarny dziś przywódca amerykańskich Polaków. Pojechał też do San Francisco, do Jerzego Lerskiego, czyli cichociemnego "Jura", który był przedstawicielem rządu londyńskiego w USA. Rozmawiali o Japonii, którą Lerski znał z autopsji. Po wojnie uczył angielskiego m.in. przyszłą cesarzową Michico, miał nawet organizować jej pierwszą randkę z cesarzem Japonii.

Pod koniec 1987r. dostał dwutygodniową wizę do Polski, ale po przylocie na Okęcie, okazało się, że nadał ważna jest decyzja o uznaniu go za osobę niepożądaną w Warszawie. Pierwszą noc spędził na lotnisku w fotelu, oczekując na deportację. Udało mu się jednak zadzwonić do rodziny, a ta uruchomiła pomoc i następnego dnia mógł spotkać się z żoną, dziećmi, przyjaciółmi, pojechać w Tatry. Wkrótce udało mu się przyjechać ponownie na 2 tygodnie, a w październiku następnego roku, otrzymał wizę trzymiesięczną. Pewnie musiałby wracać do Japonii, gdyby nie obrady Okrągłego Stołu. W odzyskaniu prawa do stałego pobytu pomógł mu Jarosław Kaczyński, Andrzej Stelmachowski i Adam Strzembosz, którzy interweniowali u Kiszczaka. Umeda oczywiście natychmiast zaangażował się w prace Komitetu Wyborczego "Solidarności", trafił do kawiarni warszawskiej kawiarni "Niespodzianka" i m.in. zorganizował solidarnościowy sondaż wyborczy, zajmował się finansami komitetu, organizował spotkania z gośćmi zagranicznymi, akcje ulotkowe i plakatowe. On też przekazał tysiąc dolarów swoich własnych oszczędności na fundusz wyborczy i była to pierwsza wpłata jaka wpłynęła na wspomożenie wyborów.

Xxx

W 1995 r. wraz z Bożeną Garus - Hockubą zrealizowaliśmy ;film "Góral z Tokio" poświęcony postaci Yoshiha Umedy. Film ten zapoczątkował wymyślony przeze mnie cykl "Polacy z wyboru", poświęcony obcokrajowcom, którzy wsiąkli w polskie sprawy, stając się często większymi patriotami polskimi niż wielu moich rodaków. Yoshiho Umeda jest Polakiem z wyboru. Wciąż żyje sprawami polskimi, działa w nieformalnym Komitecie Seniorów "Solidarności", a jego działalność biznesowa także dotyczy Polski. Nie zapomina jednak o Japonii. Prowadząc firmę konsultingową propagującą stosowanie energii ze źródeł odnawialnych, stara się zachęcać do współpracy firmy i rządy Polski i Japonii.

- Kim jestem? - pyta sam siebie. - Jako Japończyk żyjący w Polsce, a zarazem działacz "Solidarności" jestem dysonansem dla niektórych ugrupowań politycznych. A przecież takich jak ja cudzoziemców, którzy w Polsce lub na świecie, działali na rzecz niepodległości Polski jest wielu - podkreśla.

Dając do zrozumienia, że oni także, choć czasem tak jak on pochodzą z innych kręgów cywilizacyjnych czy religijnych, nie są w naszym kraju obcym ciałem.

                                                                       Jan Strękowski

 

Bohater tekstu, opublikowanego przed kilkoma laty w „Kronice Łódzkiej”, zmarł w ub.r.

 

 


Viewing all articles
Browse latest Browse all 786

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra