ELŻBIETA MUSIAŁ o MARKU PIEKARCZYKU i książce „Zwierzenia kontestatora”
Jest swoją historią
Patrzy na mnie twarz z okładki. Męska twarz. Twarz naznaczona. Jest w niej ból i rozumienie, pogodzenie i zamyślenie. Jakiś bezmiar, może nieskończoność. W tej głębi można się zatopić, wiele z niej wyczytać – niesie własną historię. „Jezus z Bochni” – nie dziwię się, że tak nazwano Marka Piekarczyka.
Zdjęcie na froncie okładki wykonała Katarzyna Rogalska-Piekarczyk, kochająca i kochana żona wokalisty. To bardzo mocny atut świetnie wydanej książki „Zwierzenia kontestatora” i zapowiedź 450-stronicowego wywiadu-rzeki, który się połyka. Sporą przyjemność sprawia obcowanie z wewnętrznym kosmosem Marka Piekarczyka. Podzielił się z nami swoim światem, odkrył karty, pokazał zasady, którym hołduje, postawy, które go budują. Zabrał siebie i nas w mentalną podróż nawet do lat swojego dzieciństwa. Mimo wielości zebranych obrazów, dygresji, przywołań, wskrzeszeń i wynurzeń trudno jest tak jednoznacznie określić jego pełną osobliwości postać, wymyka się zaszufladkowaniu. Pozostańmy zatem przy stwierdzeniu: OSOBOWOŚĆ.