Quantcast
Channel: publicystyka
Viewing all articles
Browse latest Browse all 786

Krystyna Rodowska -Wracać do Meksyku

$
0
0

Krystyna Rodowska



Wracać do Meksyku


rodowska nasilowska 

 

   Meksyk i poezja meksykańska zajmują szczególne, uprzywilejowane miejsce  w mojej biografii i pamięci. Chociaż, jako poetka i tłumaczka, przebywałam wielokrotnie we Francji i w Hiszpanii ( nigdy dłużej, niż przez trzy miesiące), chociaż poleciałam na dwa i pół miesiąca  do Buenos Aires i odbyłam dziesięciodniową, gęstą od wrażeń i spotkań podróż na północny zachód Argentyny, to jednak o żadnym innym kraju ( poza oczywiście Polską) nie mogłabym powiedzieć: tutaj żyłam i nawet we snach słyszałam język tych stron.

   W drugiej połowie lat 70-tych, jako dwukrotna stypendystka, przeżyłam w Meksyku w sumie niemal dwa lata. Kiedy wracałam  do Polski , nie dojrzałam jeszcze do powrotu.. To wtedy i tam zaczęłam  pisać wiersze i eseje bezpośrednio po hiszpańsku, tłumaczyć polską poezję współczesną na zamówienie Carlosa Montemayora, kierującego podówczas działem literackim wydawanego przez UNAM - Autonomiczny Uniwersytet Meksykański- i do tej pory wychodzącego pisma „ Revista de la Universidad”. Potem przyszły  podobne zamówienia  z innych periodyków  i posypały się publikacje, wywiady dla prasy, propozycje spotkań z młodymi pisarzami w różnych miastach kraju., w trakcie których czytałam wiersze Różewicza, Herberta, Szymborskiej, Bieńkowskiego, Grochowiaka,  Karaska, Krynickiego  i wielu innych w moich tłumaczeniach na hiszpański, po których następowały dyskusje do białego rana. W tych niesłychanych, beztrosko zuchwałych poczynaniach (  których nikt w kraju nigdy nie odnotował ), kibicowali mi wówczas , między innymi,  służyli bezinteresowną pomocą, nieocenioną konsultacją językową i wyczulonym uchem poeci tej miary, co José Emilio Pacheco i Juan Bañuelos.

   José Emilio mieszkał w domu, oddalonym o kilka ulic od mojej, toteż widywaliśmy się dość często, rozmawiając  – przy okazji „ dopieszczania” moich przekładów -

o... Zbigniewie Herbercie, którego poezję Pacheco znał w przekładach na angielski i miał do niej stosunek wręcz wyznawczy. Z kolei ja odwiedzałam dość regularnie Juana Bañuelosa w jego mieszkaniu na Tlatelolco i na UNAM, gdzie prowadził warsztaty dla początkujących poetów , czemu przysłuchiwałam się z dużą dla siebie korzyścią, wtrącając niekiedy własne trzy grosze komentarza do omawianego właśnie utworu . Dzisiaj, Pacheco, Bañuelos , a także Carlos Montemayor, to niekwestionowane filary poezji meksykańskiej, z tym, że ci dwaj ostatni zaangażowali się również czynnie  w obronie naruszanych raz po raz przez lokalne rządy praw autochtonów. Po trzydziestu latach życia w innych światach,  odnalazłam ich trochę starszych, ale całkowicie rozpoznawalnych, w trakcie Międzynarodowych Spotkań Poetów Świata Łacińskiego w r. 2005 ( na które ja zostałam zaproszona, jako „ gość specjalny”). To był powrót po latach, przede wszystkim do jakiejś innej siebie, tej zaskakująco stęsknionej za klimatami i duchem Meksyku, naznaczonej nim już chyba na zawsze.

   Były poruszające odnalezienia, ale zdarzyły się  również nowe znajomości, nowe, ważne spotkania. W Morelii, stolicy stanu Michoacán, drugim mieście, w którym odbywały się Spotkania, poznałam młodszego co najmniej o dwa pokolenia od moich dawnych przyjaciół-poetów José Angela Leyvę, który zwrócił od razu moją uwagę swoim  intelektualnym formatem i gotowością do nawiązania głębszego kontaktu. Już po powrocie do miasta Meksyk,  na ostatnie spotkanie przed moim odjazdem przyniósł mi trzy tomy wywiadów poetów z innymi poetami i kilka numerów kierowanego przez siebie, świetnego pisma „ Alforja”. Poczułam się wyróżniona i obdarowana na wyrost kredytem zaufania. José Angel wierzył, że dobrze wykorzystam te dary. Do tej pory przesyła mi regularnie kolejne numery „ Alforjy” w wersji internetowej i są one dla mnie kopalnią wiedzy o tym, co się dzieje w poezji kontynentu.

   Już po Spotkaniach Poetów Świata Łacińskiego, zostając prawie miesiąc dłużej w Meksyku, poznałam i przebywałam przez jedno popołudnie z Elizabeth Cazessus – piękną , spontaniczną poetką z Tijuany,  otwartą na przyjaźń z poetką z Polski i z Leticią Luną.  Elisabeth wciąż  przesyła mi cudowne , mądre listy, zaproszenia na imprezy, na których przecież się nie znajdę, fotografie i – oczywiście – nowe wiersze. Leticia, introwertyczna, ambitna , prowadząca własne wydawnictwo, po kilku mailach, zamilkła, ale wiem, że gdy się znów spotkamy ( ?), podejmiemy rozmowę, jak gdybyśmy się pożegnały wczoraj. Elvę Macias znałam wcześniej z lektury jej wierszy, ale poznałam ją osobiście  dopiero w roku  2006  na Międzynarodowym Festiwalu Poezji w Nikaragui, gdzie podarowała mi swoje tomiki.

   Ograniczyłam się do zaprezentowania niewielkiego wyboru z twórczości poetów-przyjaciół i znajomych. Tłumaczenie ich wierszy było dla mnie prawdziwą przygodą , albo raczej-  początkiem przygody.  Bo przecież Meksyk jest niewyczerpany i wiem, i że będzie do mnie powracał w innych jeszcze poetyckich konfiguracjach.

 

    Pierwodruk tego tekstu: wspomnienia, a zarazem -prezentacji wyboru wierszy poetów meksykańskich ukazał się w rzeszowskiej„ Nowej Okolicy Poetów” w nr 28-29, 1-2.. 2008. Z tamtego wyboru usunęłam teraz  tylko wiersze i noty dwojga poetów: José Angela Leyvy i Ambar Past, prezentowane w mojej autorskiej antologii Umocz wargi w kamieniu (2011), opublikowanej niedawno na portalu pisarze.pl

 

Krystyna Rodowska.


 


CARLOS MONTEMAYOR

 

                                *

 

Oni słuchają nas tu, na ziemi.

Wyglądają  przez kłęby dymu z papierosów.

Gdy wychodzimy z domów pijani,

jest już wieczór.

Znów robi się zimno.

Dwoje dzieci sypie płatki kwiatów,

by dusze zmarłych wzniosły się ku górze.

Przed drzwiami swych domów tańczą w maskach,

depcząc po resztkach kwiatów, wyrywają chwasty,

odsłaniają płyty nagrobne wśród korzeni.

Na każdym grobie kobiety zapalają świece.

Dym palonego kopalu  roznieca noc.

Za parę groszy kapłan odmówi modlitwy.

Bóg, skryty w mroku,

oddala się, kulejąc , w głąb duszy,

gdzie pies go  zagryzie.

Wszyscy, wraz z dziećmi,

słuchają śmiechu umarłych.

Jest noc.

Być może wieczność przeszła bokiem..

Jest noc.

 

 

         *

 

Byłem wieloma ludźmi.

Inni patrzą moimi oczyma

Na litery, pisane teraz moją ręką.

Czynili to przez całe lata i miesiące.

Takie są dzieje wiatru.

Każdy pragnął spełnienia swych pragnień.

Szukali, kochali, odtrącali miłość.

Każdy z nich kochał  kobietę,

która od zawsze  była mu przeznaczona

i każdy z nich ją utracił.

Jestem świadkiem, który na nich patrzy.

Takie są dzieje wiatru.

Jestem tym wszystkim, czego nie przeżyłem

i tym, czego nie będzie mi dane przeżyć.

Ale jestem też tym, czym żyję w każdej chwili.

Zanurzam się w sam środek światła

promieniującego na wszystkie strony.

Jestem tym, który wychodzi z domu

i zostaje wewnątrz.

Tym, który bywa i tym, który jest.

 

 

            Pamięć srebra

 

Mój ojciec zwykł zapalać papierosa,

siedząc na ławce przed domem.

Upalne lato zalewało świat.

Wszystkie gwiazdy skupiały się nad nami,

jakby żadna nie mogła się zgubić.

Patrzyłem na pagór kopalni,

nadsłuchując odgłosów pracujących młynów,

ludzi, podziemnego szczęku metalu i bulgotu żelazistej wody.

Myślałem że srebro jest białe, że błyszczy jak deszcz w głębi nocy,

lub jak refleksy na rzece czy na wodzie bijącej o skały.

Myślałem jeszcze, że jaśniało w kopalni jak ogromna kaskada.

Nie wiedziałem, że srebro jest czarne,

całe z duchoty upału,

że było pianą na ustach, śmiercią,

że ludzie zapadali jak kolejne noce

w tunel bezgwiezdny, bezwietrzny,

gdzie nie towarzyszył im ojciec z papierosem.

 

 

             Pamięć rzeki

 

Nocą, w czasach mego dzieciństwa,

gdy wychodziłem z domu, wydawało mi się,

że w oddali, z drugiego brzegu rzeki

ktoś wznosił dłoń i przyzywał mnie.

Nasłuchiwałem tego głosu

wśród odgłosów nocy.

Lecz niezliczone gwiazdy podnosiły wrzawę,

zbijając się w ogłuszającą ciżbę,

jakby upał potęgował jeszcze ich blask.

Z ziemi także wydobywał się głos

kamieni i korzeni drzew, dni,

przysypany gorącym pyłem lata

Światła w oknach wydawały się żywe.

Wszystko w blasku, wszystko zamieszkałe i cudowne.

Lecz tylko ja, siedząc na ziemi, słyszałem.

Mój Boże, tylko ja słyszałem ten głos.

I wiem, że także tej nocy, w tej chwili, ktoś unosi dłoń

I mnie przyzywa.


 

                   ELVA MACIAS

 

                          Przelot ptaków

 

Bezśladowi biegacze na niebie

 

Droga mleczna piór

 

Jak przybór strzał

zlatują się ptaki ku sanktuariom

 

Wśród lasów mgieł

tam gdzie płachty wody

                zamyślone rzeki

 

z trzaskiem liścia za liściem

         znajdują pożywienie

        zapadają w sen i w pułapkę

 

A my?

W jakim niebie wypadnie nam zniknąć?

 

 

              Strefa klęski

 

Kropla atramentu spada na mapę

      i zmienia się w jezioro

 

Ulegają zniszczeniu zasiewy i domy

   Całe rodziny ludzi także zwierząt

           znikają z winy mojej nieuwagi

 

Nad brzegiem jeziora

  pojawia się armia zbawienia mrówek

    One wiedzą jak zorganizować transport

 

Tym którym udało się kogoś uratować

    Zmienia się nazwisko raz na zawsze

 

Wiedziałam że poruszając kałamarzem

    mogę wywołać klęskę żywiołową

 

Naruszyłam środowisko naturalne

    Teraz muszę wypić atrament

          ciemnego nurtu

 

 

 

                  Wodny ołtarz

 

Otwiera ramiona święty Jan patron

   i władca odpowiada

   trzęsieniem ziemi

 

Sierota zanim się narodził

      Tadeusz Juda

      do skarbonki zbiera łzy zniewolonych

 

Pochyla głowę

 i ofiarowuje swą szkarłatną pelerynę

 święty Marcin rycerz

 

Święty Jerzy już godzi swym mieczem

      w człowieka-nietoperza

 

Pysznie przystrojone

  świątobliwe persony i bóstwa słuchają

  śpiewu syren które stworzyli

 

modłów dzieci  starców

      w milczeniu ryb

 

 

                 Gorzka partytura

 

Cisnęła dziecko w krzaki

        gwałcąc krajobraz przyjemny dla oka

 

Matka

        handlarka solonym mięsem

               rozwiesza na podwórku

                      gorzką partyturę

 

Mięso na słońcu się suszy

A pies fora ze dwora

 

Całe dni płaczu u boku anioła

 

To ostatnia zagroda w wiosce

 

              pobite na śmierć

                        dziecko przychodzi do siebie

 

 

                  Inwazja skrzydeł

 

Ptaki które nie latają

         szturmują miasto

 

Podskakują niziutko

       zaledwie dotykają bruku

 

Ciemno od nich się robi na placu

     jak od spalonych papierosów

 

Na pomnikach

       składają dowody nieposzanowania

 

Nurkują w fontannie

     otrzepują skrzydła z wody

     grzeją się w słońcu

 

Niektóre przysiadają na framugach

    jak wrona na monecie

    i nas szpiegują

 

Ludzie

    zrezygnowani wobec inwazji

    zaczęli szukać dla nich

   najlepszego ziarna

 

                             *

 

 Błogosławiona niech będzie kondycja

człowieka wypędzonego z raju

tylko po to by poznał

stan nieskończonej łaski

jakim jest tęsknota za Bogiem.

 

 

 

                  JUAN BAÑUELOS

 

                           Życie które mi zostawiłeś, ojcze

                                       anonimowy wiersz z rejonu Chiapas

 

      Życie które mi

zostawiłeś, ojcze,

jest gniadą klaczą

którą wciąż ujeżdżam.

Zrzuca mnie, lecz znów jej dosiadam,

dosiadam, od nowa mnie zrzuca.

Nieważne.

( Na nic ostrogi, cugle

Potykając się, ruszam naprzód,

aż z bólu nie czuję już ciała)

 

Nad głową słychać świst bata,

lęk  twarze nam odmienia;

długo trwa umartwienie,

z żyjącym uparcie się brata

 

    Życie które mi zostawiłeś,

    ojcze,

    jest klaczą którą ty także ujeżdżałeś

         Tam gdzie kamienie wchodzą w światło dnia

 

                    Południe.

Zęby wgryzają się w złocisty miąższ

                    bezchmurnej pogody,

tam gdzie krzyżują się dym

                   deszcz i czas, wtrącając do jaskiń

nietoperze – pogromców światła,

                   tam gdzie wielki liść bananowca

jak nietknięta twarz

                   utrzymuje pod naporem wiatru

ciężar swego masywnego skrzydła.

 

Słońce wspina się jeszcze wyżej.

                 My zstępujemy ku kamieniom

gdzie odcisnęło się nasze przeznaczenie.

                Palenque[1] z zamkniętymi oczami

wykrusza swe oblicze w splątanym gąszczu

               ( falują cienie uśpione w wilgoci).

Jak sól

               bieleje nieobecność.

Rozmawiamy ze zmarłymi gdy nie sposób

 porozumieć się z żywymi:

             ślady popękanych języków,

            czasem głos ptaka obrócony w kamień

            echo stąpania bezsennego ocelota

            i nade wszystko plusk wiosła słyszalny w spojrzeniach

             rzucanych na rzekę której nurt drąży stelę nagrobną

            porośniętą mchem..

 

            Czas schwytany za gardło:

                      pod sklepieniem piorunów

           pobłyskują kły dzika

                      przeczuwa się wibrowanie świerszcza.

          Osa jest nutą upartą pośród wrzasku małp.

                    Tylko upał wciąż trwa w rozwichrzonym

           przepychu ulewy,

                      drzewa falują,

          iguana jest  chwilą która przesuwa się z miejsca na miejsce,

                      Mury stuleci kruszą się o świcie.

 

Kamień na mieliźnie,

                     galerie roślinnej przemocy

gdzie echo staje się pierścieniem ciszy.

                     Nasze słowo

stopniowo zatapia się w robaczywych wodach

                     tej twarzy

która kiedyś była naszą

                    a teraz

połączony szum naszej krwi

                   toruje jej przejście

ku stuleciom dżungli.

 

 

              Ciało czasu

 

Nie potrafię wyjść z siebie tak, bym nie spotkał się z tobą.

Nie znam czystszego zachwytu niż ten który budzą twe piersi o świcie.

Dzień wstaje jak epos powietrza.

Zasnąłem w tobie, czując że ta noc

wezbrała nową krwią, co płynie w twym ciele;

oniemiały śnieg z wolna stopniał na twych udach.

 

                             Posłuchaj:

                             Dzisiaj rodzi się radość jak wiatr.

 

Nie potrafię ci zagwarantować, ukochana,

że stworzymy na nowo czas,

lecz twoje ciało - ono z mego ciała, biorącego na świadków

tych wszystkich, co zakosztowali miłości na wieki-

będzie rosło jak pagór żyzny, by opaść doliną,

będzie drżało jak ryby w pościgu za wodą,

będzie się unosiło jak ptak, by zdobyć powietrze,

będzie jak samo życie: rozbryzgiem fali ponad śmiercią.

 

Twoje ciało, ukochana, należy do czasu.

 

I zaiste, zakończymy pięknie ten dzień,

gdy wymówię twe imię,

imię słońca, morza albo wiatru.

 

 

            Przemiany

 

Uskrzydlony Kojot to coś więcej

niż wilk samotnik

 

coś mniej

                niż drzewo bez korzeni

coś więcej

               niż powietrze bezlistne

coś mniej niż drzwi

              które otwiera i zamyka wiatr

coś więcej niż rzeka która z sobą niesie

              pnie drzew i zwierzęta

coś mniej

             niż jeleń zakleszczony w gąszczu

więcej

            niż pierwszy lepszy owoc

                     którego nie zje

głód gdy go dostrzeże

 

On także

                       jest dzbanem glinianym

wędrującym bez krzyku

                     przez gęstwinę stosu

 

                                 Północ

Wschód                                              Zachód

                                 Południe

 

Wędrowiec Zorzy Polarnej

z połyskliwej emalii

wyje nad parującym bagnem

 

Jest pierwszym kamieniem mówiącym:

„przyszedłem niedawno,

jestem pajęczyną gradu”

 

Po  gorączce włóczęgi

jest pierwszym który stanął jak wryty

 

pierwsze Słońce Kości zatrzymało się w biegu.

rzeka wody spalonej trawi

wieczność zawartą w ziarnku piasku.

 

Spogląda na swe odbicie w bystrym nurcie

 

trudno dociec gdzie wzeszło oko wody

 

gdzie stał się pierwszy gest rzeki,

kropla po kropli wszystkiego co jest,

kiedy

kojot jeszcze bez piór – prawie kamienne dziąsło –

zaczął wyć w stronę Drogi Mlecznej,

kiedy skrzydła rozpostarł aż ponad obłoki

przelotem zaćmienia,

zagarnął je  swym olbrzymim .czółnem,

falowaniem węża poprzez trawy..

.

Poprzez taniec

Niebo zsyła nam piękno,

żeby odsłonić świat-

mówi Balam[2] który czyta

napisy nagrobne

światło

         raz odchodzi

a raz przychodzi

        raz zostaje i się zamyśla

raz odpoczywa

       innym razem skrywa całą swą moc

              tam gdzie mieszka

chce by  go szukano

 

Tam gdzie stąpnie światło

zostają bruzdy.

Poczekaj aż woda dojdzie

do kamienia

który zna całą prawdę.

 

Północ

Południe

Zachód

Wschód

 

cztery razy obraca się chmura

cztery są kierunki

 

Górzyste

nigdy się nie starzeje

 

niezgłębione

                    nie

śpi

 

Uskrzydlony Kojot

                    jest żywy-

jego serce bije

                   w moim słowie

 

 

  Ustanowić zwyczaj

         ( fragment)  

 

Oni nie są niemi.

               Nigdy stąd nie odeszli

                           nasi zmarli:

 

słychać ich w polanach

płonącego drewna

              w szlochu dymu

              na wargach rany

 

             Ramię przy

ramieniu

żywi i zmarli

            idziemy

 

Wzięliśmy się z kropel

           ściekających po drzewie

-         jakże by inaczej – powiesz

-         jakże by inaczej – powiemy

            

                      *

Nazywamy

żeby zamieszkać

        w rzeczach

 

Mówimy

bo jesteśmy

dziećmi milczenia

 

                Każde

                zaklęcie

                każde

 

                gaworzenie jęk

                wije gniazdo

                dla świętości życia

 

               Jedynie

               słowo rozświetlone słońcem

               jest ludzkie

 

     Nie   rodzi się z drewna

     Nie   płodzi popiołów

 

            Wystarczy gwizd ptaka wśród gałęzi.

 

 

 

            LETICIA LUNA

 

       Ziarno

 

      Jestem ze śpiewu kolibra

      z krwi wulkanów

      śpiewa poganiacz mułów

 

      Tory kolejowe

      Zimne dni w mieście Tlaxcala

      A w tle sylwetki

      milczących i nieskazitelnych wulkanów

 

      Jestem ścieżką wydeptaną przez dzikie zwierzęta

      kroplą czasu

      krzykiem uwięzłym w krzewie agawy

     oddechem klaczy w czasie rui

 

     melancholią deszczu

    sezonowych kwiatów

    i łez na korze wierzby

   

 

               Itañoni – kwiat serca

 

      Kaktusy

      Krzewy i cazahuates

      strzępki chmur

      wyzierają z zielonych soków

 

      Ziemia jest brzuchem jałowym

       melancholią urodzajnych dolin

       oddechem  kwiatu cacaloxochitl

                                      niebo

      błękitne opary

 

        opadają płatki na samotną drogę

         uczęszczaną przez kobiety-kwiaty

         kobiety – śpiew ziemi

        w ich myślach rodzą się litery

        i motyle na języku

 

        tańczą razem ze słowami

        w korytarzu powietrznym ptaka

       który prowadzi do

                            serca Mizteków

 

 

                                         *

        My, córki Luny

                   przerzucamy się z ciała na ciało

                  z ryby na rybę

                  z magii

                                    w spełnienie  czarów

 

          W księżycowych alkowach

           śnią dziewczyny z włosami  w stylu punk

            zasypiają dziewice

            pływają syreny

            towarzysząc topiącym się statkom

                                pijanych nocy

 

           Z tarasów na dachu światowe

          konkubiny zmienione w światowe muzy

          wciągają w nozdrza zapach wierszy swych kochanków

 

                     My, córki Luny, kobiety

                 gorące

                 z tej ziemi

                 leopardzice

                 zapuszczamy się na ścieżki Wirikuty

 

         Księżycowa pełnio

                która kąpiesz w srebrze jaguary

                oko morza – domostwa Luny

                przesilenia dnia z nocą i soli

 

     Niech trwa

     to świętowanie języka!

               Indiańska fiesta na skórze gwiazdy

               jest wzorzystym amate  mego nieba

 

           

 

           ELISABETH CAZESSUS

 

                   Tylko cztery razy

 

Byłam jak wiatr,

uwiedziona jego porywem.

Byłam jak woda:

żywicielką, alchemikiem,

solą.

Jestem jak ogień:

wiecznym tańcem,

monologiem wewnętrznym.

Będę jak dusza

o nieznanych skrzydłach.

 

Morzem które nie spocznie.

 

 

              Ceremonia

 

Kochaj mnie pod słońcem nocy.

Niech opuszki twych palców bawią się oddechem

naszych nagich ciał.

Zrób z twoich wierszy nektar

     dla moich spragnionych warg.

     Zaszczep we mnie tkankę miłosną

     twoich słów,

     wino twych pożądań.

 

                      Chrzest

 

     Morza, dajcie mi dom podwodny,

    więzienie snów z kryształu,

   śpiew syreny, imię,

   w chwili, gdy gaśnie płomień.

 

 

                     Pieśń

                        dla klanu moich przyjaciółek wyjących do księżyca:

 

                               Oczarowanie jest jakąś historią,

                              chociaż przeżywa się je

                               jako błyskawicę bez historii

                                Alberto Ruy Sanchez

 

 

   Rozlega się muzyka i czujesz, że śpiew wnika w najtajniejsze zakamarki

twej istoty. Już jesteś przyciągana jak gwiazda, ale jeszcze nie wchodzisz w krąg tańca.

   Utkwiłaś płomienny wzrok w partnerze, bo wiesz, że on w lot pojmie przesłanie, które przychodzi doń jak dym z papierosa, faluje w powietrzu gęstym i subtelnym  wśród bladych i przeżartych popiołem ścian baru.

   Nie wiesz, czy to pieśń wdziera się w twe wnętrze, czy to ty ją zawłaszczasz. Dajesz się prowadzić dłoni, co cię zaprasza do tańca, przyzwalasz bez słowa.

   Już na parkiecie wtulasz się w niego, jakbyś wyruszała na długą wyprawę. Wiesz już, że nie będzie drugiej takiej miłości, namiętności na taką miarę; zaczynasz drżeć silniej, oddając swoje serce rytuałowi, wiesz, że nie należysz już do siebie.

   Namiętność jest wpisana w twój znak astralny i nie możesz jej odrzucić, albowiem twoja dusza pielgrzymowała przez stulecia, idąc jemu na spotkanie.

   Nie liczą się przeszkody, zastrzeżenia rodziny, dylematy języka, konwenanse; narzucając ci swoje fantazje, bajki o królewiczach i księżniczkach, one nigdy nie pozwalały ci kochać w taki sposób.

   Pieśń jest ciałem, które ciebie ujarzmia, czy ty jesteś ciałem pieśni?

   Tego nie wiesz, lecz czujesz, że ta pieśń jest stworzona dla ciebie. Nie może być inaczej. Tyle zbieżności nie da się zlekceważyć. Twoje ciało się nie myli.

   Czy myli się ciało, gdy oddajesz się fali namiętności?

   Już nie myślisz. Wydzielasz pot, adrenalinę. Emocje spiętrzają się, jak zbiegowisko słów. Nic nie możesz powiedzieć, bo zostawiłaś język daleko za sobą. I chociaż słuchasz, przejęta, słów pieśni, nic z nich nie odbija się w twoich myślach.

 

   Pustka prowadzi cię ku tajemnicy, o którą się otarłaś, dzięki opowieściom twojej niani Tajemnica ma ostre zęby, pazury czarowników i wilkołaków, bory gęste, pełne zasadzek, mrocznych bagien i zwierząt, które chcą cię pożreć. Ale nie myślisz o tym.

   Czy powinnaś sobie uświadomić, że zakochałaś się w pieśni? Że nurzasz się w błotnistych piaskach nocy? Nie. Obejmujesz go mocniej i dalej tańczysz (...)

   Pieszczoty i pot kiełkują pod bielizną, podczas gdy pieśń podtrzymuje kopułę wieczności, z dala od ciał innych tańczących. Pod zamkniętymi powiekami, twoje rozszerzone źrenice zanurzają się w letnim zmierzchu.

   Z twojego kręgosłupa podnosi się wąż. Widzisz, jak rośnie od czakry korzenia, jakby był częścią snu. Wiruje w was pożądanie, prawie mogłabyś dotknąć zaświatów ciał, ale nie oszukuj się: ty cała się zmieniasz w fale elektryczności, magnetyzm wzmacniający pole przyciągania między pieśnią a pożądaniem.

 

Nikt ich nie może zwyciężyć, nic nie istnieje poza nimi.  Podtrzymywane przypływem wewnętrznego światła, które wciąż płynie jak dwie rzeki, tańczą ciała, samotne pod osłoną nocy. Czas nie istnieje, oni –zagubieni, odchodzą tam, gdzie  jeszcze  ich nigdy nie było.

 

 

                                               NOTY

 

Carlos Montemayor (.1947- 2010)  –urodzony na północy kraju, w stanie Chihuahua, poeta, prozaik, eseista, wykładowca na UNAM ( Autonomiczny Uniwersytet Meksykański) ,tłumacz  liryki greckiej i Fernando Pessoi,  poliglota,  śpiewak, badacz i propagator kultur   rdzennych mieszkańców Meksyku, niezmordowany działacz na rzecz praw Indian. Postać iście renesansowa. Studiował prawo i literaturę, także orientalistykę w prestiżowym Colegio de Mexico. Prowadził dział literacki w miesięczniku „ Revista de la Universidad”, obecnie współpracuje z wieloma pismami literackimi w kraju. Członek Meksykańskiej Akademii Języka i Królewskie j Akademii Hiszpańskiej, a także Stowarzyszenia Pisarzy w Językach  Autochtonicznych. Autor wielu książek poetyckich, m. in Poesía ( 1977-1996), z której pochodzą przedstawione w numerze wiersze i Antologia personal ( 2001), zawierająca wiersze nowsze. Ostatnio wydał apokryficzny tomik  Los poemas de Tsin Pau ( Wiersze Tsin Pau), dając wyraz swoim zainteresowaniom poezją chińską. Jest autorem wysoko cenionych prac eseistycznych, takich jak „ Historyczne paradoksy Meksyku” i „ Chiapas – bunt rdzennych mieszkańców Meksyku”, odczytów, z którymi jeździ po kraju, pozwalających lepiej zrozumieć problematykę ruchów społecznych na południu Meksyku.

 

Elva Macias ( ur. 1944) - poetka, eseistka, autorka książek dla dzieci, wydawca  cenionych serii płytograficznych  Voz viva de Mexico ( Żywy głos Meksyku) i Voz viva de América Latina ( Żywy głos Ameryki Łacińskiej), promotorka kultury. Na początku lat 60-tych pojechała do Pekinu, gdzie uczyła hiszpańskiego chińskie dzieci. W latach 1963-1967 studiowała w Moskwie język i literaturę rosyjską.

Jest autorką kilku książek poetyckich, m. in. Imperio movil( 2000, Ruchome imperium) – z której pochodzą prezentowane w numerze wiersze - i Ciudad contra el cielo ( 2006, Miasto wobec nieba), szczególnie wysoko ocenionych przez krytykę. Jest laureatką nagrody literackiej  stanu Chiapas , imienia jej wielkiej poprzedniczki, także związanej z tym rejonem kraju – Rosario Castellanos i Państwowej Nagrody imienia Carlosa Pellicera. Wiersze jej figurują w przeszło 40 antologiach, wydanych w Meksyku, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Włoszech, Francji i w Puerto Rico.  Jej poetyckie transpozycje pejzaży południa Meksyku, rysowane cienką, oszczędną kreską, przywodzą na myśl precyzyjność orientalnych rysunków , pozwalając oddychać sugestii i niedopowiedzeniu.

 

 

Juan Bañuelos (ur. 1932) – poeta, eseista, wykładowca literatury na uniwersytetach w mieście Meksyk i ostatnio w Tlaxcala. Urodził się w wielodzietnej rodzinie mechanika samochodowego. Kosztem biedy i wyrzeczeń studiował  w stolicy prawo . Fundamentalne literackie inicjacje zawdzięczał głównie poetce i pisarce Rosario Castellanos i poecie Jaime Sabinesowi. Pasja czytania zaowocowała imponującą wiedzą w dziedzinie literatury światowej. Kierował  działem literackim w znanym miesięczniku " „Plural”, na UNAM prowadził warsztaty dla początkujących poetów, cieszące się wielkim powodzeniem. Jest autorem  wielu ważnych zbiorów wierszy, m. in El Espejo humeante ( 1968, Dymiące Zwierciadło), za który otrzymał w tym samym roku Państwową Nagrodę w dziedzinie poezji, No consta en actas ( 1978, Nie figuruje w aktach), Destino arbitrario ( 1982, Arbitralne przeznaczenie).W r. 2000 ukazały się w Hiszpanii, w prestiżowym wydawnictwie Plaza y Janés jego dzieła zebrane El Traje que vesti mañana( Ubranie, które nosiłem jutro)., w r. 2002 tom A paso de hierba. Poemas sobre Chiapas  ( Śladem trawy. Wiersze o Chiapas), z którego pochodzą przetłumaczone dla tego numeru wiersze., za który otrzymał w r. 2004 honorową nagrodę imienia Lezamy Limy, przyznaną mu przez znane kubańskie wydawnictwo Casa de las Américas.  Książka ta ma przełomowe znaczenie dla ewolucji poezji Bañuelosa, powstała bowiem po jego powrocie w rodzinne strony , do stanu Chiapas, w r. 1994, kiedy to poeta zaangażował się w walkę po stronie rdzennych jego mieszkańców, wyrzucanych z uprawianych przez nich gruntów, bezkarnie wyzyskiwanych i zabijanych przez lokalne rządy. Głośny bunt Indian, zrzeszonych w partyzanckim Froncie Wyzwolenia Narodowego, powołującym się na tradycje ludowego wodza z czasów Rewolucji Meksykańskiej 1910-1918, Emiliano Zapaty, wywołał także reperkusje kulturowe, rewaloryzując rodzime kultury i tradycje. Bañuelos , zagłębiając się w ich poznawaniu, odkrył dla swojej poezji na nowo pojęcie sacrum, wypływające z odczucia świętości i cudowności życia. Odnajdując swoje korzenie w stuleciach trwania -  mimo Konkwisty -  pradawnej kultury, mitologii i kosmogonii Majów, poeta odnalazł  więź z ziemią, z historią i innymi ludźmi. Stapia swój mit indywidualny ze zbiorowymi  mitami przeszłości, które zdolne są – w rozumieniu Bañuelosa – nadać sens absurdalnej egzystencji. Nie traci przy tym nigdy z oczu autonomii języka poezji. Odbywające się co rok w stolicy Meksyku i w innych miastach Międzynarodowe Spotkanie Poetów  Świata Łacińskiego, w r. 2007 było dedykowane właśnie jemu.

 

 Leticia Luna ( ur.1965) – poetka, eseistka, wydawca ( kieruje wydawnictwem „ La Cuadrilla de la Langosta”( Ekipa Langusty).Autorka kilku książek poetyckich, m. in. Hora lunar ( 1999, Godzina księżycowa), El Amante y la espiga ( 2003, Kochanek i kłos)i wierszy, publikowanych w pismach literackich Ameryki Łacińskiej. Wespół z poetkami Maricruz Patiño y Aurorą M. Saavedro, opublikowała w r. 2003 Trilogia poética de las mujeres en Hispanoamérica (Picaras, Misticas, Rebeldes)( Trylogia poetek Ameryki Łacińskiej ( Figlarki, Mistyczki i  Zbuntowane), w której znalazły się najcelniejsze utwory poetek tego kontynentu, stanowiące dziedzictwo ośmiu wieków uprawiania przez nie sztuki pisania wierszy; opublikowanie tej trzytomowej księgi ( Leticia Luna jest autorką tomu, poświęconego twórczości „ Zbuntowanych”), stało się prawdziwym wydarzeniem w krajach latynoamerykańskich, w których była ona kolejno promowana przez autorki. Liryka Leticii Luny jest przesycona śmiałym erotyzmem, cechuje ją także silne uwrażliwienie społeczne . W nowszych wierszach tej poetki  do głosu dochodzą wątki mitotwórcze, związane z e zjawiskiem rewaloryzacji języków i mitologii kręgu kulturowego nahuatl ( język dawnych Azteków) i mixteca ( Indian Mizteków).

 

Elisabeth Cazessus ( ur. 1960) – poetka, eseistka, promotorka działań artystycznych w rejonie Dolnej Kalifornii i rodzinnego miasta Tijuany. Autorka kilku zbiorów wierszy, w tym: Ritual y Canto( 1994, Rytuał i Canto), Mujer de sal  ( 2000, Kobieta z soli), Huella en el agua( 2001, Ślad na wodzie), Casa del sueño( 2006, Dom marzeń sennych) i Razones de una dama infiel ( 2008, Racje damy niewiernej). Dla jej poezji nieustającą inspiracją jest topos morza, erotyzm i miłość, macierzyństwo, kobiecość, zanurzona w kosmosie i doświadczeniach onirycznych, nacechowana także świadomością feministyczną. Elisabeth Cazessus należy do nieformalnej grupy poetek „ La Trenza de Sor Juana”( Warkocz Sor Juany), której duchową patronką jest genialna poetka meksykańskiego baroku, Sor Juana Inés de la Cruz. Na podstawie swoich wierszy tworzy spektakle , czy też rytuały poetyckie, współpracując z muzykami. Uczestniczyła w wielu międzynarodowych spotkaniach poetów na kontynencie latynoamerykańskim, jej wiersze figurują w licznych antologiach.

 

 


[1] Zespól obiektów sakralnych Majów, wyłaniający się z tropikalnej dżungli i coraz bardziej przez nią pożerany, w stanie Chiapas .Jedno z najbardziej cennych, zabytkowych miejsc w Meksyku( przyp.tlum)

[2] Chilam Balam – zbiór  świętych tekstów proroczych Majów , pisany w języku Majów z półwyspu Jukatan, zredagowany już po Konkwiście, odwołujący się do prastarej wiedzy indiańskich kapłanów i magów w zakresie astronomii, medycyny, ziołolecznictwa, magii i wiedzy tajemnej( przyp. tłum.)


 


Viewing all articles
Browse latest Browse all 786

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra