Andrzej Walter
Szwy rozeszły się o świcie
list (prawie) otwarty do Wacława Holewińskiego
Drogi Panie Wacławie!
Nasze „szwy” są bardzo różne. Nie takie jak ustanowione w Pańskiej powieści. Tamte szwy łączą pewną rzeczywistość obecną z konglomeratem minionych krzywd. Łączą teraźniejszość z przeszłością, jawne z niejawnym, odkrywanie (czy nazywanie) z ukrywaniem, czy też przemilczaniem. Określają punkt odniesienia (do świata, który nam „urządzono”). Nasze szwy definiują jakby tożsamość – Pańską, z mojej perspektywy bardziej monumentalną, bardziej silną (siłą mocy przetrwania – czy przeżyć), bardziej może świadomą (mocą doświadczenia) oraz moją – rachityczną, rozchwianą, na nowo narodzoną, z majaczeniem o decyzji „ucieczki z obozu” w ramach zbliżającej się „dorosłości”. Ostatecznie dzieli nas te „kilka” lat.
A jednak nie wyjechałem. Jestem tu i działam (wygrzebuję się z nicości). Zostałem tu i wypisuję (te) bzdury, które uważam za „prawdy objawione”. Wypisuję te emocje i uczucia wyśmiewane dziś przez większość (i „fachowców literackich”), wypisuję pewną „pomyłkę” kodu genetycznego oszukanych pokoleń, ujawniam rozczarowanie i ten zastępczo dozowany … fałsz. Opisuję siebie, świat i … przeżycia – łakomie kolekcjonując banalność przemijania. Nie wyjechałem, gdyż „pod koniec” Systemu wyśniłem (podany „na tacy”) sen o wolności. Czy dziś taka motywacja zatrzyma kogoś Tutaj? Czy dziś, taka motywacja, skłoni kogokolwiek z młodych, aby Tu pozostać? Niestety. Dziś trzeba mieć … pragmatyzm materii wyrażonej hasłem - wszystko albo nic. Albo nic oraz wszystko (sterylnie udowodnione) i do kupienia. Dziś przecież mamy – wszystko na sprzedaż, włączając nas samych.
Pytań moich (nie-moich) jest więcej. Czy też Pańskich, naszych i, jakby nie naszych …
Jaka jest ta prawda o współczesnej Polsce? Dlaczego … jest jak jest? Dlaczego dwóch (dość) znanych muzyków (w tym Kukiz) nagrywa piosenkę, zatytułowaną, „Bo tutaj jest jak jest”, która z miejsca staje się przebojem?
I jak naprawdę tutaj jest?
Czy jesteśmy typowym krajem, który w roku 1989 doświadczył po prostu bezkrwawej rewolucji, w którym zwyczajnie … ot tak, „się zmieniło” i teraz zachodzi zwykły proces dochodzenia do tego, od czego musieliśmy odejść z uwagi na „procesy dziejowe”?
Ja odpowiadam, że nie. Pan (chyba) również. Nie jesteśmy normalnym, typowym krajem, nie jesteśmy krajem, że się tak wyrażę „czystym” (albo oczyszczonym), w którym po roku 1989 rozpoczęła się (niby) wolność, a skończył się komunizm, jak medialnie (brawurowo i na wyrost) ogłosiła niegdyś Joanna Szczepkowska, a potem też naturalnym trybem zaczęto budować nasz kraj na wzorzec, tak zwanych „zachodnich demokracji”.
Jak tutaj jest?
Właściwie całe swoje literackie (w moim odczuciu) życie usiłował Pan na to pytanie odpowiedzieć.
Pan, czyli – proszę wybaczyć konwencję pomieszania listu z recenzją (wyrażoną emocją – zgubne dla „poprawności prawd”) - Wacław Holewiński, polski pisarz, prawnik, wydawca, redaktor, działacz opozycji demokratycznej i więzień polityczny w PRL. Osiem powieści, kilka dramatów, wiele nagród, a ostatnio współpraca a naszym tygodnikiem Pisarze.pl. Czy Wacław Holewiński odpowiedział na to pytanie? Czy dotarł do prawdy o współczesnej Polsce?
Właśnie skończyłem czytać „Szwy”, ostatnią powieść Wacława Holewińskiego, która jest swoistym oskarżeniem systemu i ludzi. To książka bardzo dobra. W 1985 roku milicjanci zakatowali młodego chłopaka, Tomasza Miteńkę, za brak dowodu osobistego. I choć uszli bez kary, to we współczesnej Polsce znajduje się niezależny pisarz, który postanawia upomnieć się o pamięć o tym zdarzeniu. Jest to tym trudniejsze, że także w jego życie uczuciowe okazuje się wpisana komunistyczna przeszłość. „Szwy” to wielowymiarowa powieść o kondycji otaczającej nas rzeczywistości. Zadaje szereg pytań o Polskę, Polaków i wiążące ich wciąż układy. To rozprawa o szwach, które w wielkim trudzie trzymają fasadę III RP w całości. W tyglu jej narracji, ani przez moment nie gubimy absolutnej busoli kierunku. A kierunkiem tym jest uświadomienie sobie faktu zbrodni – tak, zbrodni bez kary, zbrodni bez refleksji, zbrodni wymazanej z horyzontów myślowych polskich elit intelektualnych. I podłości wobec zwyczajnych, szarych ludzi tego systemu, która zamieniła się dziś w pogardę. Czy nie na tym przypadkiem zbudowaliśmy Rzeczpospolitą w Unii Europejskiej i N.A.T.O.?
Już słyszę ten szmer publicznej niechęci wobec tej prawdy. Już słyszę kontrargumenty. Słyszę wrzawę oburzenia. Widzę potrzebę – wręczy wymóg - „grubej kreski”, odcięcia się, rezygnacji, porzucenia takich rozważań.
Najłatwiej tak było postąpić. Zresztą postąpiono tak. Dokonano tego. Wmówiono temu społeczeństwu absolutną i bezdyskusyjną dziejową konieczność aksamitnej rewolucji, wmówiono umniejszenie znaczeń oraz jednostkowego znaczenia tych najdrobniejszych wydarzeń: morderstw, zbrodni, zabójstw i zwykłych świństw. To robili „oni”, a Oni przecież nie istnieli i nie istnieją. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknęli z tego (albo też tamtego) świata, wyparowali i rozmyli się w nicości, a właściwie, nigdy ich nie było. Oni, to przecież nie my. Bo my jesteśmy tacy ładni, tacy biedni, tacy nowi, europejscy i niewinni.
Obrzydzenie Polaków do polityki jest namacalne. Jak pisze Bronisław Wildstein (w swoim doskonałym felietonie „O co toczy się gra” „W Sieci” Nr 42 (151) 2015) to efekt pewnego ładu świata, który wytworzył w Polsce oligarchię – jako wyznacznik ideologii całego ćwierćwiecza po 1989 roku. Oligarchię, czyli rządy mniejszości w swoim interesie. Oświecony Europejczyk kontra zacofana reszta. Transformacji ma podlegać wszystko, łącznie z tożsamością, patriotyzmem i tradycjami. Ta ideologia oparła się na fałszywej tezie o końcu historii. Naczelne hasło to emancypacja. Wszelka emancypacja. Emancypacja odwiecznego ładu całego świata wraz z fetyszem demokracji. Teraz muszę zacytować dokładnie. W świetle likwidacji tożsamości, patriotyzmu oraz w wyniku tego pojęcia narodu …
„Sama demokracja europejska stanowi kwadraturę koła. Do demokracji potrzeba demosu, czyli współcześnie: narodu. Do Unii Europejskiej należą liczne narody znacznie się różniące. Współczesną demokrację znamy wyłącznie w wydaniu narodowym; pozbawiając ją tego komponentu, a więc demosu, pozostawiamy z niej wyłącznie „kratos”, czyli władzę”
Przejawia się to w postępowym narzucaniu coraz to nowych norm prawnych zmierzających do absurdu i negacji nawet naszego człowieczeństwa. I tu dochodzimy do sedna. Polska „transformacja” miała polegać na imitacji Zachodu. Trzeba było rozmontować „solidarność”. I podążyć kursem „światłych elit” podniesionych do rangi autorytetów. W efekcie zrelatywizowano zło PRL-u. A państwo polskie przed 1989 rokiem było tworem zdegenerowanym, wrogim obywatelom. Na nowym szlaku, niestety, takim pozostało. Przykładów można by zaserwować całe listy. Polska stała się obecnie przestrzenią rozgrywaną przez Zachód. Tylko wielu po prostu nie chce w to uwierzyć, albo też nie chce pojąć całego mechanizmu, który to spowodował.
Nie wskrzesi się ślepych na życzenie. Nie uświadomi się, niechętnym na uświadomienie. Nie wznieci się nawet zalążka dyskusji w atmosferze uznania wielu „ludźmi honoru”, przy dźwiękach salw kompanii reprezentacyjnych na pogrzebach w ekskluzywnych grobowcach… Tak. Tak daleko już zaszliśmy. Bardzo daleko. Tak nowocześnie i wspaniale. Tak, najszybciej jak się dało, chcieliśmy nałożyć ornament milczenia na kilka, albo wręcz na wiele niewygodnych historii, jak choćby tej opisanej przez Pana Holewińskiego. Albo tej opisanej przez Pana Sumlińskiego. Albo tej, jakiejś nieznanej, której jeszcze nikt nie opisał i już zapewne nie opisze.
Panie Wacławie – czy warto się było kopać z koniem? Czy warto było raz na całe życie wejść do jednej i tej samej, śmierdzącej rzeki, której nurt zawrócił i teraz trzeba już tylko płynąć w niej pod prąd? Czy warto dziś patrzeć jak odwrócono na przeciwną stronę kota historii (na naszych oczach) i ci wszyscy „ludzie honoru” śmieją się nam w twarz wprost ze swoich luksusowych rezydencji, ekskluzywnych limuzyn i z perspektyw szwajcarskich kont bankowych?
A co nam pozostało? Otóż pozostała nam … kamieni kupa. I obaj, panie Wacławie, wołamy „głosem na puszczy”. Nasz głos to jednak zwyczajna chrypka. Właściwie kabaret. Scenę gruntownie zamieciono. Wysprzątano. Wykonano kapitalny remont. Mamy nowe reflektory, nowe dekoracje, nowe twarze, resortowe dzieci i demokrację na sznurku obcych oraz zachodniego kapitału niewiadomego pochodzenia. Oraz tak, mamy jak najbardziej - nowoczesne media, których głównym przekazem jest dziś: ogłupić ten naród już do reszty, wmówić mu najprymitywniejszy „fun” i kompleks niższości, wmówić mu polskie obozy i historyczne auto-obrzydzenie, wykształtować w nim postawy materialistyczne do bólu – i choć nie wszyscy wiedzą jak ów ból dobrze ortograficznie napisać nie ma to przecież znaczenia. Nic to, Panie Wacławie, nic to… Cieszmy się „osiągnięciami”. Wszak jesteśmy potęgą – jak za Edwarda Gierka, szóstą w Europie – i chcąc nie chcąc „trzeba pomóc”, skoro o to proszą…
„Szwy” … rozszarpano o świcie. Rozszarpano je bardzo dawno, blisko ćwierć wieku temu, ale i potem, rozszarpano je z premedytacją, a nam się tylko wydaje, że one jeszcze są, że zespalają stare z nowym, wczorajsze z dzisiejszym, obecne z minionym. Te szwy są tylko nami – tylko my je widzimy, wiemy o nich cokolwiek, nazywamy je … usiłujemy … zrozumieć. I choć namawiał Poeta
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
czuwaj - kiedy światło na górach daje znak -
wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę
powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku
a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na smietniku
idź bo tylko tak będziesz przyjety do grona zimnych
czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza, Hektora,
Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta
popiołów
Bądź wierny Idź
( Przesłanie Pana Cogito - Zbigniew Herbert )
My Poety już nie słuchamy (niektórzy, ba, słuchają – tylko są wyśmiewani)
„Szwy” są tego rodzaju powieścią – godną właśnie laureata nagrody im. Józefa Mackiewicza Wacława Holewińskiego – którą każdy Polak powinien przeczytać. Powinien przeczytać, aby pochylić się nad losem samotnej matki, której zabija się jedyne dziecko, tak przez „przypadek”, przez „jakoś tak”, przez … zasadę systemu (?) i też tak, aby przez szkło powiększające dotrzeć do sumienia zbiorowości. Tak, też swojego sumienia, lecz i tych, którzy nie uniknęli nawet najdrobniejszej kary. Jak wielkie są te rachunki krzywd? Kto może się postawić na miejscu Boga i powiedzieć, nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało? Kto może zrelatywizować to, co się wydarzyło? Otóż znaleźli się tacy, wypełniają szczelnie kliki, koterie i salony. Puszą się dziś do odznaczeń i orderów, wielu zasiada w radach autorytetów moralnych, służą za mędrców, doradców i wyznaczniki, za opoki i drogowskazy. Służą nam wsparciem i bezdyskusyjną tezą, określają wręcz – jak żyć. I po co żyć.
Tak oto zbudowaliśmy Najjaśniejszą Trzecią Rzeczpospolitą XXI wieku na cynizmie, cwaniactwie i kłamstwie. Na udawaniu. Na hipokryzji. Na wyśmiewaniu (ponoć naszego histerycznego) rozdzierania szat.
„Szwy” są namacalne. Prawdziwe. Nie da się udawać, że ich nie ma.
Lecz nam zaserwowano – cytuję z Pańskiej powieści …
„ (…) Parę pogadanek w szkołach, raz na pięć lat złożyć kwiaty pod tablicą pamiątkową, włączyć do spisu ofiar. Jak ktoś zacznie gadać, szwy się rozchodzą, wychodzi mięcho. Dosyć krwawe. Wszyscy tutaj najchętniej powielaliby tę legendę o najweselszym baraku w obozie. Ale czasami nie da się tych ran zasklepić … (…)”
I kolejny cytat:
„ - Dla państwa najtańsza jest rodzina bez dzieci – taką opinię na spotkaniu z Waldemarem Pawlakiem miał wyrazić Donald Tusk. Informację tę podał portal Wprost24.pl. Pan premier odpłynął… Kompletnie. Mam wrażenie, że wciąż mu się wydaje, że swoim tupetem jest w stanie zakrzyczeć rzeczywistość, a ona rozłazi mu się we wszystkich szwach. (…)”
Szwy są bardzo różne. Z lewej na prawą, z dołu w górę, z prawdy w fałsz i z metody na efekt. Znienacka i szyte na miarę. Na miarę czasów … Cytujmy dalej … :
„To, co mamy dziś, to jakaś lawa, w której w najmniejszym stopniu nie liczy się Polska, jej kondycja, pozycja, przyszłość. Mam wrażenie, że istotne jest tylko to – i dla rządzących, i dla ogromnej większości obywateli – co jest tu i teraz, a reszta naplewat’. Dla nikogo nie są ważne wartości, pojęcie takie jak honor zakopano trzy kilometry pod ziemią. Poświęcenie? A niby dlaczego? Polska, znów dostawszy od losu niebywałą szansę, zamiast rosnąć, kurczy się i karleje. W każdej dziedzinie życia toczy ją choroba, w każdej. Czego nie dotknąć, okazuje się, że lepiej już było.”
Przyłożył nam Pan, Panie Wacławie pięścią między oczy. Ostro. Mocno. Dosadnie. Prawdziwie. Wczuwając się w „ducha czasów” obserwuję, iż coraz większa grupa społeczna zdaje się wyżej przytoczoną diagnozę dostrzegać. Szwy jednak zaczynają pękać. A częstokroć wielu odzyskuje wzrok, aby je po raz pierwszy wreszcie zobaczyć. Szkoda tylko, że może być już za późno, że kolejne trzy miliony młodych ludzi szykuje się do wyjazdu, że ogromna rzesza już wyjechała, a perspektyw … dla kolejnych - coraz gorsze. A dla nas perspektyw już właściwie nie ma, no, może humanitarna eutanazja…
I powtórzę za Markiem Ławrynowiczem – „Szwy” to wielowymiarowa powieść o kondycji otaczającej nas rzeczywistości. Zadaje szereg pytań o Polskę, Polaków i wiążące ich wciąż układy. To rozprawa o szwach, które w wielkim trudzie trzymają fasadę III RP w całości. (…) wreszcie – to najbardziej osobista – i moim zdaniem – najlepsza powieść Wacława Holewińskiego. Autor stawia pytanie: CO ZROBILIŚMY Z NASZĄ NIEPODLEGŁOŚCIĄ? Albo odwrotnie: czemu tak wielu rzeczy nie zrobiliśmy, choć było to naszym obowiązkiem?”
Czy jest jeszcze o co walczyć? Przecież zaciągnięte długi będą spłacać nasze prawnuki. Przecież te długi są potężniejsze niż te z epoki Gierka, kiedy szalone lata siedemdziesiąte, były jakby groteskowym złudzeniem poprawy, czy choćby normalności… Przecież weszliśmy w sieć uzależnień z jakich składa się współczesny, pokręcony, hiperświat. Przecież mówią nam, że innej drogi nie ma. Tak wiele faktów jest przeciwko nam. Ale Polska nadal istnieje. Żyje. I oddycha.
Warto zagłębić się w lekturę „Szwów” Wacława Holewińskiego. To książka bardzo ważna. To książka godna jakiejś kolejnej prestiżowej nagrody literackiej. To książka … na swój sposób znakomita. Tylko, kto miałby ową nagrodę przyznać? Ci, którzy zrobili tak wiele, aby rozmontować patriotyzm, godność i sprawiedliwość? Ci, którzy z zachwytem i postępem patrzą w przyszłość z równo zakrzywionym bananem, obyczajową poprawnością i ochotą przyjęcia kolejnych norm, limitów i prawnych koszmarków? Niestety. Oni takiej nagrody Holewińskiemu nie przyznają. Książkę przemilczą, pytania wrzucą na śmietnik. I poniesie się znów gorzki śmiech … lodowaty unik oraz stonowany dystans. Poniesie się „lęk przed trędowatym”, naznaczonym, odszczepieńcem od politycznej (i ludzkiej) poprawności …
Panie Wacławie. Karawana, pojedzie dalej. A w nas już chyba nie ma siły, ot, takiego Greka Zorby, aby cieszyć się spostrzeżeniem – ech, jaka to będzie piękna … katastrofa …
Andrzej Walter
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · R E K L A M A · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
{loadposition reklama_art}