Quantcast
Channel: publicystyka
Viewing all articles
Browse latest Browse all 786

Andrzej Walter - Zwycięzca bierze wszystko

$
0
0

Andrzej Walter

 {jcomments off}

Zwycięzca bierze wszystko *

 

(jednostki nacechowane snobistycznie uprasza się o wyrozumiałość)*

 

abba3   Przegranym z reguły pozostaje niewiele. Stoją samotnie, naprzeciw zwycięstwa, pełni smutku – to chyba przeznaczenie, może los, z pewnością życie…

 

   Takie sobie życie – jedyne, które znamy. Fascynująca przygoda i anatomia bólu, kolekcja wspomnień i wir wydarzeń, przeszłość, przyszłość i ich wierna wypadkowa – teraźniejszość. I czymże byśmy byli bez prób zrozumienia piękna? Bez możliwości Jego dostrzegania, opisania, wyrażania? Bez sztuki, miłości, dzieciństwa i bez … muzyki? … Bo w tym życiu bywamy na zmianę – zwycięzcami, przegranymi i w zasadzie jesteśmy efektem własnego doświadczenia. Nie wiedząc dokąd zmierzamy … A muzyka? Jak napisał Ludwik Jerzy Kern – jest może niebem, z nutami zamiast gwiazd? …

 

   Henryk Sienkiewicz w „Quo vadis” ujął to tak: „Muzyka jest jak morze – widzisz brzeg, na którym stoisz, lecz drugiego dojrzeć niepodobna”…

 

   Z kolei Wiesław Myśliwski w „Traktacie o łuskaniu fasoli” ostrzega nas, że „gdy słowa już daremne, myśli daremne, a wyobraźni nie chce się już wyobrażać, jeszcze tylko muzyka. Jeszcze tylko muzyka (pozostaje) … na ten świat, na to życie” …

 

   Ta historia zaczęła się ponad czterdzieści lat temu. Udowadnia nam, że muzyka nie zna granic, kategoryzacji, szufladkowania. Opowiada o tym: jak się przechodzi do Historii; jak się wznosi na Panteon Mistrzów, jak można zagrać i wyśpiewać świat oraz jak świat pokochał na zawsze tę właśnie muzykę. Choć był czas, że świat … trochę się z niej śmiał, czas, kiedy uznał ją za zbyt prostą, zbyt lekką, łatwą i zbyt przyjemną. Uznał za zbyt popularną, i jak każdą „popularność” opisywał jako wysoce przemijalną. Czas pokazał jak bardzo świat się pomylił. Świat też zrozumiał swój błąd. Przecież 400 milionów sprzedanych płyt i niepodważalne miejsce w ludzkich sercach robi na wszystkich ogromne wrażenie. Nie o to wrażenie chyba jednak chodzi. Nie o sławę. Nie o oklaski, nie o podziw, ani o zdumienie. Chodzi o sztukę. O nuty, dźwięki i wspomnienia. O marzenia, melodie i niepowtarzalność. O coś, czego już nikt później nie potrafił stworzyć, tak, jak zrobili to Oni. Oni czyli zespół ABBA. Największa grupa XX wieku, o której napisano już tak wiele, że trudno o słowa nowe, a jednocześnie napisano chyba wciąż zbyt mało. Bo te melodie powracają, kołaczą się w myślach i nastrojach, ulatują w przestworza wyobraźni i można by powiedzieć, że stają się klasyką. Stają się może wręcz czymś więcej, będąc potocznie „tylko muzyką”, ale taką Muzyką, która przenosi w inny wymiar. Zawsze i wszędzie.

 

   I tak jak wiek XX jest kojarzony z wydarzeniami smutnymi, bolesnymi, by nie powiedzieć – traumatycznymi, tak schyłek tego wieku przyniósł narodom wiele wolności, a chwilę wcześniej podarował im też ABBĘ. Wtedy jednak słuchacze i melomani, aż tak tego nie docenili … Nie rozumieli z jakimi kompozytorami i muzykami mają do czynienia. Kto nadal ma wątpliwości odnośnie talentu Benny Andersona i Björna Ulvaeusa, niech posłucha sobie wnikliwie musicalu Chess (Szachy) z połowy lat osiemdziesiątych. Pokazuje on dobitnie, że komponowanie Panowie mają i mieli we krwi. To był czas, kiedy z uwagi na kontrowersyjne libretto, ów musical był w Polsce zakazany. Poruszał bowiem w tle wydarzenia z Budapesztu roku 1956, a to było dla ówczesnej władzy zbyt wiele.

 

abba1   ABBA stała się legendą. Tym gorętszą im bardziej możemy śledzić współczesne dokonania członków zespołu, jak gdyby potwierdzające ich kunszt i mistrzostwo. Jej historia jest opowieścią o dwóch mężczyznach i dwóch kobietach, którym udało się dokonać czegoś, czego nie udało się nikomu wcześniej ani nikomu później. W ciągu intensywnych dziesięciu lat pisali i wykonywali muzykę daleko wykraczającą poza wszelkie granice. Jak pokazał czas oraz wszelkie prowadzone badania i analizy tego fenomenu, chyba sami nie byli świadomi arcydzieła, które wówczas tworzyli. Mało tego, chyba nikt nie był świadom, jaki będzie los tych piosenek. Nikt nie zdawał sobie sprawy z ich ponadczasowości, wyjątkowości i … nie lękajmy się wagi stwierdzenia … wirtuozerii (zespolenia muzyki i głosów). Agnetha, Anna-Frid, Benny i Björn … i prostota pomysłu na nazwę zespołu. Fenomen, legenda, mistrzostwo. To była tylko ich muzyka. Zabarwili ją własnym temperamentem, własnymi ideami, i stworzyli historię, do której wielu z nas powraca dziś z melancholią, ale i z nadzieją na przyszłość. Dlaczego? A któż to wie …

 

   Kiedy bowiem słucha się tych piosenek, a można ich słuchać wciąż i wciąż od nowa, w człowieku rodzi się spokój, powrót do niespełnionych marzeń i jakieś nienazwane poczucie, że nadal mogą się ziścić – plany, zamierzenia i nowe wymiary, w które wkracza się jaśniej, pewniej, raźniej. Świat przy tej muzyce wydaje się lepszym miejscem niż jest w rzeczywistości, a i rzeczywistość kruszeje do rangi przeszkody do pokonania. Piosenki te wciąż dają świeżość, nową radość, entuzjazm. Taka jest siła tej muzyki. Taki jest jej wymiar. Wieczny i tajemny. Ciągle możliwy do wskrzeszenia stan ducha, który ułatwia żyć…

 

   Jednak moje świadectwo jest tylko kroplą w oceanie słów, wydarzeń i medialnej przestrzeni publicznej, w której zespół ABBA wciąż funkcjonuje jak za najlepszych lat. W Polsce, na fali kolejnego powrotu do tej muzyki, albo lepiej ująć to, na fali kolejnego nawrotu abbamanii ukazały się trzy ważne, dobrze napisane książki o tym fantastycznym zespole.

 

   Po pierwsze „ABBA historia supergrupy” Carla Magnusa Palma. Monumentalna i nad wyraz szczegółowa. Kompletna biografia szwedzkiego zespołu, który dokonał czegoś, co nie udało się nikomu wcześniej: wykroczył ze swoimi piosenkami poza granice kraju i stał się jedną z największych gwiazd muzyki pop wszech czasów. Autor opowiada ekscytującą historię o ludziach, którzy tworzyli supergrupę, o ich pochodzeniu, muzycznych wpływach i osobistych demonach. Śledzi losy Agnethy, Björna, Benny’ego i Fridy od lat dzieciństwa aż po dzień dzisiejszy - ich drogę na szczyt, małżeństwa, osobiste problemy i ostatnie lata zespołu. Kreśli również portret barwnego i kontrowersyjnego menedżera, Stikkana Andersona, który miał odwagę uwierzyć, że świat jest gotów na szwedzki zespół pop, podczas gdy cała branża muzyczna śmiała się z niego za plecami. Dzięki „Abba: the story” (tytuł oryginału) można uchylić rąbka tajemnicy, wniknąć za barwną fasadę i dowiedzieć się, jacy naprawdę byli twórcy niezapomnianych przebojów Mamma Mia, Money, Money, Money czy Waterloo, które stały się pełnoprawnym bohaterem musicalu Mamma Mia zekranizowanego przez Phyllidę Lloyd z Pierce’em Brosnanem i Meryl Streep. Zwłaszcza że autor dokonał niemożliwego: przeprowadził wywiady z wszystkimi członkami legendarnej grupy.


   Carl Magnus Palm urodził się w Sztokholmie w 1965 roku. Od piętnastu lat zajmuje się Abbą, pisze o zespole i wydał na jego temat kilka książek. Jest ekspertem w temacie Abby i konsultantem wytwórni fonograficznej Polar Music wydającej muzykę zespołu. „Abba: the story” jest znacznie rozszerzonym i wzbogaconym wydaniem książki: „Bright Lights, Dark Shadows: The Real Story of Abba”, która w 2002 została książką roku magazynu „Times”. Carl Magnus Palm „zapomniał się” w ABBie… I bardzo dobrze!

 

   Kolejną pozycją zasługującą na uwagę jest wydawnictwo reportażowo – albumowe „Abba w Polsce” autorstwa Macieja Orańskiego.

 

abba2   Takie rzeczy zdarzały się w Polsce nieczęsto. A w zasadzie w tamtych latach prawie wcale. Oto przyjeżdża niekwestionowana gwiazda muzyki pop, będąca o krok od szczytu swej sławy – na chwilę przed wydaniem swojej, jeśli nie najlepszej, to na pewno najpopularniejszej płyty. Pojawienie się w 1976 roku w Polsce gierkowskiej szwedzkiej grupy ABBA było wydarzeniem porównywalnym tylko do wizyty zespołu The Rolling Stones w Warszawie dziewięć lat wcześniej. ABBA – grupa zachodnia – przyjechała do nas, za żelazną kurtynę, z promocją albumu Arrival i nagrała w Studiu 2 kultowy dziś program telewizyjny m.in. z wielkimi przebojami Dancing Queen; Knowing Me, Knowing You; Money, Money, Money czy Fernando.

 

   Orański, wykonując pracę niesamowitą, zbiera ulotne wspomnienia, strzępki informacji. Drąży, bada, konfrontuje je ze sobą i z ogólnie znanymi faktami, by ostatecznie ułożyć niezwykle bogaty dokument całej wizyty Szwedów w naszym kraju. Dzięki temu prezentuję masę faktów mało znanych lub już po prostu zapomnianych. Odpowiada choćby na pytania: Skąd w ogóle ABBA wzięła się w Polsce? Dlaczego Agnetha Fältskog przyleciała osobno wcześniej, a nie z resztą grupy? Czego obawiali się polscy realizatorzy oraz manager grupy Stig Anderson? Czym na konferencji prasowej zaskoczył Björn Ulvaeus? Dlaczego powtarzany przecież tak często w telewizji program nigdy nie doczekał się oficjalnego wydania na taśmie czy DVD?

 

   Opowieść Orańskiego to również znakomity portret tamtych lat. Fascynująca podróż w przeszłość. W czasy, których siermiężność zaciera się już w pamięci. Do występu, który nie odbył się, jak czasem słychać „przypadkiem, ale w pełni świadomie i do dziś rozbrzmiewa głośnym echem w pamięci fanów na całym świecie. Do programu, który dla polskiej kultury, sceny muzycznej, ale przede wszystkim dla zwykłych ludzi miał znaczenie niebagatelne, nieporównywalne nawet z dzisiejszymi wizytami gwiazd w naszym kraju. Bo i ABBA była jedyna w swoim rodzaju.

 

   „Świat potrafi się takimi historiami chwalić, powielać je medialnie w nieskończoność, a my o nich zbyt często i za łatwo zapominamy” – pisze Orański. – „A to przecież polski kawałek historii wielkiej ABBY, która sprzedała już na świecie blisko 400 milionów płyt i której muzyka wciąż cieszy się niesłabnącą popularnością”.

 

   Trzecią pozycję książkową o ABBIE – i jak dla mnie najciekawszą (bez ujmowania czegokolwiek poprzednim dwóm opisanym) z naszej, polskiej perspektywy – jest praca Marzeny Tarki „ABBA, fenomen i legenda” wydana dwa lata temu. Przy tej okazji warto wspomnieć o innej książce – wydanej w roku 1999, której współautorami są: również Marzena Tarka i (redaktor) Jan Skaradziński „ABBA zwycięzca bierze wszystko”. I przy okazji nowo wydanej pozycji warto przytoczyć jednak kilka słów ze wstępu do książki sprzed szesnastu lat: otóż …

 

„ABBA służyła za dyżurny przykład łatwizny i kiczu, a nawet złego smaku. Nie dostrzegano maestrii jej wokalistek i geniuszu kompozytorów. Nie dostrzegano postępu z płyty na płytę. (…) Przyznawano, że owszem, jest przebojowa, lecz to cały jej kapitał, zresztą wątpliwej konduity. (…) Po prostu nie dawano jej szans.

Tymczasem to nie z ABBą, lecz z ich krytykami historia obeszła się surowo.

ABBA bowiem nie tylko zyskała już niemal oficjalny status jednego z symboli lat 70tych, ale też stała się wręcz symbolem całej muzyki popularnej, absolutnym klasykiem gatunku … ABBA żyje w dziesiątkach przeróbek swoich utworów, we własnych piosenkach poddanych ostrej weryfikacji czasu, dodającego im tylko szlachetności i uroku”.

 

   Nie jest zatem łatwo stworzyć opowieść o zespole, o którym powiedziano już niemal wszystko. Autorka swoistej biografii grupy, skupiła się na najistotniejszych faktach z życia zespołu. I co najcenniejsze, starała się pokazać zespół od strony ludzkiej, uczuciowej. Nie znajdziemy tu szczegółowej historii formacji, popartej najdrobniejszymi szczegółami, dyskografią i bibliografią koncertową. Daleko Fenomenowi i Legendzie do kompendium wiedzy o zespole Abba. (To bardziej znajdziemy w książce Palma) A jednak w zadziwiający sposób, dzięki tej książce, poznajemy lepiej postaci, które tworzyły jeden z najbardziej niesamowitych zespołów na świecie. Autorka skupia się na relacjach wewnątrz grupy, zakulisowych rozgrywkach, napięciach związanych z wieloletnim pozostawaniem w centrum uwagi oraz sferze prywatnej członków grupy, które jak wiadomo pozostawały w ścisłym związku z samym zespołem.

 

   Fenomen i Legendę czyta się niemal jak powieść przygodową. Czy Phil Collins był fanem Abby?  Jak to się stało, że wyprodukował pierwszy solowy album Fridy? Sam Collins mówi w książce tak: - Kiedy rozpoczynałem pracę, czułem lekkie przerażenie. I nie chodzi o to, czy lubiłem Abbę, czy nie (choć akurat lubiłem, mimo że nie byłem fanem). Po prostu kiedy Frida stała w studiu, tworzyła wokół siebie określoną atmosferę. Przecież wiecie, jak niewiarygodnie popularna była jej grupa.

 

   Takich zakulisowych opowieści znajdziemy tutaj mnóstwo. Od radosnych chwil narodzin zespołu, żartobliwe sytuacje (przypadkowe odwrócenie B w logo grupy), przez Eurowizję, występ w Polsce, szczyty sławy, aż po prywatne animozje i słynny koniec grupy. Co znamienne, autorka poświęca też sporo miejsca solowym poczynaniom poszczególnych członków grupy. Oprócz tego znajdziemy kilkadziesiąt kolorowych fotografii, które doskonale ilustrują opowiadaną historię.

 

   Czy książki te domykają w jakiś sposób tę Historię? Historię grupy ludzi, zespołu muzycznego, wydawałoby się typowego produktu szeroko pojętej współczesności? To przecież właściwie tylko świat „pop-artu”, epoki „pop”, epoki mas i wszelkiej koszmarnej masowości, która zabija indywidualność. Wydaje się, że to świat sztuczny, plastikowy, mechanicznie nakręcony do rangi medialnego bytu, w którym przyszło nam żyć.

 

   Przypadek ABBy przełamuje jednak te stereotypy. Nawet jeśli wyrasta z takiej, a nie innej kultury, muzyka, którą napisali, pasja, z którą to czynili, czy też finalnie miłość do Sztuki, którą członkowie zespołu żyją nadal pozwala na objęcie tego fenomenu zdecydowaną abolicją krytycyzmu. Podkreślę zatem ponownie pewien fakt bardzo mocno – artyści ci nie panowali nad stworzonym dziełem. Przeszli przez okres dystansu do lat 1972 – 1982, a nawet przez stan „wstydzenia się” własnych dokonań. Mieli to szczęście, że doznali za życia, czerpania przez innych artystów z ich dokonań, a to nie zdarza się zbyt często. Spełniają dziś kryteria większości teoretyków sztuki, którzy twierdzą, że jeśli dzieło staje się przedmiotem popularności oraz kolejnych zapożyczeń i inspiracji można je uznać za uwznioślone do rangi klasyki. Wszyscy członkowie tego zespołu są dziś na innym etapie twórczym. Nadal piszą muzykę, śpiewają, tworzą nowe, a jednocześnie czas i fascynacja ich twórczością milionów ludzi, w tym fachowców, pozwolił im spojrzeć ponownie na tamten czas i tamte dokonania. To też atrybut dany niewielkiej liczbie artystów muzyków. Zobaczyć swoją muzykę przez pryzmat czasu i odkryć ją na nowo. Można pokusić się o refleksję, że ABBie i każdemu z jej członków z osobna nazbyt często towarzyszy paskudne słowo – sukces. Akurat w tym przypadku (jak rzadko w dzisiejszych czasach), ów Sukces jest efektem talentu i pracy, a nie tylko machiny współczesnego marketingu. Zadziwiająca łaska i dar tworzenia wyjątkowych melodii, które stają się później klasyką i kanonem stylu, to faktycznie – wyjątek od wszelkich reguł tak zwanego show-biznesu. Myślę, że w tym tkwi praprzyczyna fenomenu o nazwie ABBA. Można jeszcze pokusić się o wskazanie kilku innych cech, niezbędnych do realizacji dzieł sztuki, a nie tylko przemijalnych produktów. To przede wszystkim: pokora, wyjątkowa skromność, prawdziwa pasja życia i radość z tego, co się tworzy. Cechy ludzkie, ale i cechy prawdziwych artystów, odróżniające ich od coraz powszechniejszej grupy uzurpatorów i pozerów. To wszystko dało się ocenić po latach. Czas najlepiej zweryfikował to, co powstało. A powstało coś wspaniałego. Tak przynajmniej odczuwają wielbiciele, krytycy muzyczni i większość ludzi, dla których ABBA znaczy coś więcej. Zadziwiający, lecz i znamienny do wyżej sformułowanych tez i wniosków będzie cytat z książki Carla Palma:

 

Dawni członkowie ABBy sami nie potrafili odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ich muzyce udało się powrócić z taką siłą. „Kiedy rozwiązaliśmy zespół, myślałem, że ABBA była czymś, co całkowicie należy do przeszłości, czymś, co zostawiłem za sobą” – mówi Björn. „Ruszyliśmy z Chess i tak dalej i byłem przekonany, że ABBA zniknie. Takie myślenie było głupie mi naiwne. Fakt, że przezyła niesamowicie nam schlebia.” Benny był zdumiony, że muzyce udało się przetrwać, mimo wizerunku grupy z lat siedemdziesiątych. „Myślę, że byliśmy strasznie zabawni. To fantastyczne, że ta muzyka wciąż żyje i że nie zabiło jej to, że w tym okresie byliśmy tak śmieszni…”

Nagle ABBA zaczęła być czymś więcej niż tylko niezwykle popularnym zespołem: zarówno dziennikarze muzyczni, jak i współcześni artyści zaczęli gorąco chwalić zespół. Bono z U2, najważniejszego zespołu ostatnich lat, również okazał ABBie szacunek. Gdy Björn i Benny wykonali razem z U2 w Ericsson Globe w czerwcu 1992 „Dancing Queen” stało się jasne, że ABBA urosła do rangi „starych szanowanych bohaterów”. Lista artystów, którzy okazywali się wielbicielami ABBy – często ku ogromnemu zdumieniu dziennikarzy – stawał się coraz dłuższa …

 

 

   Nawet jeśli początkowe piosenki były proste, skoczne i jakoś tam – nazwijmy już wielce ostrożnie - kiczowate, można było w nich dostrzec pewną unikalność melodii, którą dało się coraz bardziej szlifować, dopracować i uszlachetnić. Kiedy zna się je wszystkie, od samego początku do końca istnienia zespołu, kiedy zna się recenzje, całą historię i to, co o nich napisano, kiedy słucha się piosenek wciąż od nowa – widać jak na dłoni ewolucję, oprawianie talentu w kompozycje wyjątkowe, wyrafinowane i tak naprawdę – wybitne. Widać też, a właściwie słychać – geny nieprzemijalności …

 

   Warto zwrócić uwagę na patriotyzm szwedzkich artystów, których wielu kolegów z przeróżnych branż „sukcesu” lokowało się w życiowo w takich miejscach kuli ziemskiej, aby zapłacić jak najmniej podatków. ABBA trwała wiernie na szwedzkiej planecie, a jak wiemy podatki w tym kraju nie należą do niskich. To z perspektywy czasów dzisiejszych godne podkreślenia. Warto przywołać jeszcze fakt wysokiego krytycyzmu współobywateli i mamy kolejną sprawdzoną regułę, że nikt nie jest prorokiem na własnej ziemi. Oczywiście dziś jest już inaczej i Szwedzi są dumni z ABBy, ale nie zawsze tak było. Wróćmy do muzyki. Muzyki pisanej wielkim „M”

Czy rzeczywiście zwycięzca zabrał wszystko? I kto jest zwycięzcą? Może również zwycięzcami jesteśmy i my, Ci, którym dane było widzieć wydarzenia drugiej połowy minionego XX wieku na własne oczy, Ci, którzy mogli słuchać i przeżyć to, co działo się na scenach Europy i świata? To, czego dokonała ABBA.

 

abba4   ABBA jako całość, ale i jako kwartet indywidualistów, dała się poznać jako łamiąca wszelkie znane nam schematy. Każdy kto choć na moment osobiście zetknął się artystami podkreślał później absolutny brak jakże typowego dla tej branży gwiazdorstwa. Miało się wrażenie kontaktu ze zwykłymi ludźmi, dla których muzyka znaczy więcej od popularności, jakichkolwiek manifestacji czy pozerstwa. Cecha dobitnie pokazująca o co chodziło legendarnej czwórce – zarówno wspólnie, jak i każdemu z osobna. Nie chodziło też o pieniądze, choć zarobili ich tyle, że zabezpieczyli byt do końca swoich dni. Ostatnio Benny i Björn skomponowali musical wystawiany tylko w Szwecji, o którym krytycy piszą w samych superlatywach. Zresztą przyjaźń obu Panów, jak również jeden, wspólny i jednoczący cel – Muzyka – również odgrywają w ich przypadku rolę niebagatelną. Bardziej skomplikowane relacje dotyczyły Pań, choć i w ich przypadku możemy dowiedzieć się o jakości i poziomie ich wykształcenia muzycznego, talentów (i to charakterystyczne) również kompozytorskich, a jednocześnie intrygujących osobowości, jakże dalekich od sztuczności, chęci zdobywania oklasków za wszelką cenę i marnej próżności. Na dzisiejsze czasy, dzisiejsze standardy i role współczesnych gwiazdek pop są to cechy niespotykane. Zapewne więc i tu tkwi przyczyna, że ABBA stała się czymś więcej niż tylko kolejną grupą, grającą muzykę rozrywkową. W żaden sposób nie wpisali się w ten świat i jego reguły gry.

 

   Nie chcę mówić, o sprawach, przez które przeszliśmy. Wciąż boli, lecz teraz to przeszłość. Zagrałam wszystkimi kartami, Ty również. Nie warto więcej nic mówić. Brak już asów w rękawie. Zwycięzca bierze wszystko. Przegrany stoi samotnie wobec tej wygranej i wie, że to przeznaczenie …

fragment The Winner Takes It All

 

Nadeszła oczekiwana ciemność. Po ścianach chodzą cienie. Siedzę przy kominku, a umierające iskry ogrzewają twarz. To spokój samotności powoduje, że świat subtelnieje. Wszystko sobie przypominam. Jest ze mną Anioł.

Widzę dawno zapomniane sceny. Teraźniejszość przechodzi w przeszłość. To gra ze świadomością. Jak miłość, która okazała się długim pożegnaniem, jak anioł, który tu przyszedł, jak obrazy, które przemijają … Wszystko dzieje się … zbyt wcześnie.

fragment Like An Angel Passing Through My Room – ostatniej piosenki z ostatniej oficjalnej płyty studyjnej – „The Visitors”

 

   Z pewnością teksty tych piosenek są głębsze i mądrzejsze od dzisiaj serwowanej popularnej papki, w tym technicznie produkowanej muzyki dla masowego odbiorcy. Jest w nich jakaś doza tajemnicy, poszukiwań, czy wręcz poezji, albo choć poetyki myślenia i spoglądania na świat.

 

   Trudno wyrazić co ja osobiście czuję do tej Muzyki. W pewnym sensie jest mną, moim życiem, moją historią. Bo przecież zawsze była przy mnie. Przez całe czterdzieści lat. Im jestem starszy, tym częściej i tym pełniej wsłuchuję się w każdy takt i wszystkie akordy tych piosenek. Wsłuchuję się też chyba w to, czego nie da się usłyszeć, przy jednoczesnym, silnym oddziaływaniu każdej nuty i każdej melodii. Nigdy później już nie słyszałem takich melodii. Nigdy nic nie smakowało tak samo. Ta muzyka w połączeniu z wyjątkowymi, zawsze rozpoznawalnymi, jakże charakterystycznymi głosami Agnethy i Fridy przerosła chyba samą siebie. Tak się najprawdopodobniej objawia kwintesencja Sztuki. Wyrażonej właśnie muzyką. Kiedy słucham ABBY przenoszę się w inny wymiar. Kiedy dopada mnie wielki smutek, sięgam po ABBĘ.

 

Ech, muzyka, muzyka, muzyka,

spod smyka zielony kurz.

Lecą gwiazdy zielone spod smyka,

damy karo i bukiety róż.

   Utwór ten napisał Gałczyński w noc, gdy za ścianą rodziła się jego córka Kira. Przecież „muzyka jest namiętnością, miłością i tęsknotą” jak mawiał Ryszard Wagner, albo jest też „stenografią uczuć” wedle słów Lwa Tołstoja. Czy możemy do takich określeń zakwalifikować muzykę stworzoną przez grupę ABBA?

 

Odpowiem Wam zdecydowanie, dziś już z jak najpełniejszym przekonaniem -  tak. Dziś już można kochać ABBę nie będąc posądzonym o „obciach” …

ABBA stała się żywą historią, fenomenem i legendą. Stała się „słyszalna” już na zawsze, jak: Chopin, Mozart, Verdi czy Wagner. Stała się klasykiem. Z jednym małym zastrzeżeniem. Jej Twórcy wciąż żyją. To chyba najbardziej „niepokoi” …

 

   I wydaje się rzeczą wręcz nieprawdopodobną, jeśli przemnożymy te 400 milionów sprzedanych płyt przez ilość odtworzeń i możliwych ludzi, którzy muzykę tę znają i słyszeli, na ponad połowie kuli ziemskiej kołacze się nadzieja usłyszeć Ich Razem jeszcze choć raz. Czy to możliwe? Prawdopodobne? Realne? Przez ćwierć wieku odpowiedź brzmiała – Nie. Jednak człowiek z wiekiem łagodnieje. Słabnie stanowczość decyzji. Niknie upór i niechęć. Pojawiają się wspomnienia odarte z negatywnych aspektów przeżytych wydarzeń. Często idealizuje się przeszłość. Zatem – jak już wielokrotnie pokazał świat (i życie) – nigdy nic nie wiadomo. Jedno jednak wiadomo. Cokolwiek się wydarzy, nie będzie już tym samym, czym było te czterdzieści lat temu. I bardzo dobrze. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki jak mawiał Heraklit. Pantha rei – wszystko płynie …

 

   Zamknięte historie, domknięte pazurem Czasu, są przecież najciekawsze. Najbardziej pociągają, fascynują, porywają. Ich trwanie zależy bowiem od pamięci. Zwłaszcza od tej ułomnej, idealizującej, nieskromnej pamięci (jakby) dziecka. Dziecka, które dojrzało na tyle, aby ocenić, lecz nigdy nie dorosło na tyle, aby zawsze potrafić emocjonalnie coś przeżyć. To bardzo ważne, aby właśnie na zawsze pozostała w nas, ta dziecięca pasja, radość i szczerość w kierowaniu się uczuciem. Ludzie jej pozbawieni – usychają.

 

   Przestają słyszeć sercem jakąkolwiek muzykę. Przestają widzieć, doznawać i czuć. Odchodzą w krainę smutnej powagi, kalkomanii, szablonów i braku fantazji. Wielu jest takich ludzi. Jaskrawo uwypuklają ciemną stronę dorosłości – jak ciemną stronę sławetnej Mocy. Czasem udaje się ich otrząsnąć z tego letargu dorosłości, czasem nie. A ja podziwiam zawsze tych, którzy nie potrafią nie dać się ponieść emocjom, kiedy słyszą tysięczny raz utwór „Dancing Queen”, tych, którzy wtedy zmieniają się na twarzy, uśmiechają, radośniej spoglądają w przyszłość… w jednym momencie – pięknieją … Niech Moc będzie z Wami.

 

Thank You For The Music – ABBO. Dzięki Wam, Waszej Muzyce i waszej wiecznej spontaniczności nauczyłem się jak to jest żyć naprawdę. Nauczyłem się, że nie tylko zwycięzca bierze wszystko, ale że wszystko, każdy smutek, każdą porażkę, każdy upadek można przekuć

w nowe Zwycięstwo…

 

So Long. ABBO. So long …

 

Andrzej Walter

 

 

  1. „ABBA historia supergrupy” Carl Magnus Palm. Dom Wydawniczy REBIS, Warszawa 2013, stron 487.
  2. „ABBA w Polsce” Maciej Orański. Dom Wydawniczy REBIS. Warszawa 2013, stron 208.
  3. „ABBA zwycięzca bierze wszystko” Marzena Tarka, Jan Skaradziński. Wydawnictwo In Rock, Poznań 1999, stron 192.
  4. „ABBA fenomen i legenda” Marzena Tarka. Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2013, stron 304.

 

 

linki:

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/ABBA

 

http://www.abbasite.com/

 

http://www.abbathemuseum.com/en/

 

 


Viewing all articles
Browse latest Browse all 786

Trending Articles


Sprawdź z którą postacią z anime dzielisz urodziny


MDM - Muzyka Dla Miasta (2009)


Częstotliwość 3.722MHz


POSZUKIWANY TOMASZ SKOWRON-ANGLIA


Ciasto 3 Bit


Kasowanie inspekcji Hyundai ix35


Steel Division 2 SPOLSZCZENIE


SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO


Potrzebuje schemat budowy silnika YX140


Musierowicz Małgorzata - Kwiat kalafiora [audiobook PL]